M.in. niewłaściwie podpisane próbki z materiałem genetycznym miały być przyczyną pomyłki podczas zabiegu in vitro w klinice w Policach. Osobom odpowiedzialnym rzecznik odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie postawił zarzuty.
W ub.r. wskutek błędu przy zabiegu zapłodnienia in vitro w klinice ginekologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego pacjentka urodziła nie swoje dziecko. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, miało zostać połączone z komórką innej kobiety. Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi.
Jak poinformował w poniedziałek podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej pełniący funkcję rzecznika prof. Jacek Różański, dane dotyczące osób, które mają zarzuty, ani liczba tych osób czy sama treść zarzutów nie będą upublicznione.
Prof. Różański zapowiedział, że teraz osoby podejrzane o dopuszczenie się zaniedbań przy procedurze zapładniania in vitro mają czas na zapoznanie się z zarzutami i ewentualne ustosunkowanie się do nich; mogą wskazać nowe dowody czy świadków.
Dopiero potem może zapaść decyzja o skierowaniu sprawy do sądu lekarskiego - dodał.
Po postępowaniu prowadzonym przez rzecznika od listopada ub.r. doszedł on m.in. do wniosku, że procedury stosowane w klinice wspomaganego rozrodu były zbyt ogólne, nie było wyraźnych przepisów dotyczących znakowania probówek z komórkami jajowymi. Także nie było systemu kontroli nad pracą laborantów, którzy przeprowadzali działania na materiale genetycznym w pojedynkę. Standardem zaś w tego typu placówkach na świecie jest wzajemna kontrola laborantów.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.