Reklama

Kamerun: Kraj nadziei i braku równowagi

Z Tadeuszem Makulskim z Ruchu Maitri rozmawia Radio Watykańskie.

Reklama

- Czy Polacy są hojni, chcą pomagać? Tak! Ja powiedziałbym, że Polacy chcą pomagać, rzecz jest tylko w tym, żeby unaocznić im potrzeby innych. Oprócz zarządzania wszystkimi programami zajmujemy się propagowaniem idei „Adopcji serca”, uświadamianiem potrzeb tych ludzi, którzy żyją tutaj w okropnej biedzie i w warunkach dla nas niewyobrażalnych. - Gdybyśmy chcieli zachęcić kogoś, kto nas w tym momencie słucha, do tego, żeby wsparł chociażby „Adopcję serca”, żeby skierował się do was do ruchu Maitri? Jak by Pan opisał rzeczywistość kameruńskiego dziecka tak, żeby przemówiło to do naszej wyobraźni? Realia tutaj są tragiczne, trzeba to powiedzieć. Wynika to z rozkładu rodziny. Jest masa dzieci, którymi się nikt nie zajmuje. Dzieci zajmują się sobą. To jest powszechny widok, że kilkuletnie dziecko dźwiga na plecach niemowlaka. Dlaczego tak jest? Jest tu oczywiście duża śmiertelność matek w wyniku AIDS, w wyniku powikłań związanych z różnymi chorobami, jak malaria, gruźlica. Jest też duży problem obyczajowy – rozwiązłość. W związku z tym mało kto czuje się odpowiedzialny za to potomstwo i dzieci te w dużej mierze są pozostawione same sobie. Muszą od wczesnych lat pracować, nosić wodę, zbierać drzewo na ognisko (bo tutaj nie ma kuchni w domach tylko jest ognisko), muszą zajmować się rodzeństwem, pracować w polu. Właściwie, jeżeli chodzi o dzieci wiejskie, to jest minimalna szansa, że będą w stanie podjąć jakąkolwiek naukę. Dzięki „Adopcji serca” docieramy przynajmniej do tych dzieci, które są w najtragiczniejszym stanie, których dostrzegają misjonarze w swoich przychodniach czy poradniach i ośrodkach zdrowia. Te dzieci obejmujemy opieką. Nie jesteśmy w stanie objąć nią wszystkich. Bywa tak, że sieroty objęte „Adopcją serca” mają się dużo lepiej niż dzieci, które mieszkają w wielodzietnych rodzinach, w domach z gliny, żyjący na klepiskach bez sanitariatu. To jest duży problem. My systemu nie zmienimy, ale mamy przynajmniej trochę nadziei, że kilka, kilkaset czy kilka tysięcy osób odmieni swój los. Być może wśród nich znajdą się tacy, którzy doprowadzą do jakichś głębszych przemian w tych krajach, bo z „Adopcją serca” działamy już od jakichś 12 lat w Rwandzie, w Kongo Kinszasa, w Burundi, w Sudanie, a Kamerun jest kolejnym krajem, w którym zajmujemy się tym projektem. - Czy w Kamerunie są jakieś takie wyzwania, których nie podejmowaliście w innych krajach, tu stanowi jakieś novum dla Ruchu Maitri? Na pewno jest to wspomniany fenomen dzieci pozostawionych samym sobie. To jest na moją ocenę gigantyczny problem. Drugim jest sytuacja Pigmejów w tym kraju. Przez wyrąb lasów, przez zmiany cywilizacyjne znika ich naturalne środowisko. To są ludzie zupełnie nieprzygotowani do życia w XXI wieku. Oni żyli w lasach ze zbieractwa, z polowania; dzisiaj żyją na obrzeżach tych przejawów cywilizacji, jakie widać w Kamerunie. Oni nie potrafią sobie z tym radzić, ciężko chorują, umierają. To jest chyba bardzo duży problem w Kamerunie. Braliśmy udział w takim programie edukacyjnym na ich rzecz, organizowanym przez misjonarzy ze wschodniej części Kamerunu. Myślę, że ten program się będzie rozwijał.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
5°C Sobota
wieczór
2°C Niedziela
noc
2°C Niedziela
rano
5°C Niedziela
dzień
wiecej »

Reklama