Łukasz: W Norwegii nieustannie utwierdza się ludzi w przekonaniu, że wszystko jest dobrze, że jesteśmy bezpieczni. Ewa: Daliśmy sobie wmówić, że poza granicami Polski jest lepiej. Jest to kłamstwo, a my pozwoliliśmy, żeby się w nas zakorzeniło.
Łukasz pochodzi z województwa świętokrzyskiego, Ewa z Żor. Poznali się na ślubie jego siostry i jej wujka. Oboje byli świadkami. – Nie planowaliśmy się później spotykać – opowiada Łukasz. – To rodzina koniecznie chciała nas zeswatać.
Ewa, która początkowo trochę się wzbraniała, w końcu uległa. Zaczęli się spotykać. Przyszły żniwa, które dziewczyna spędziła u Łukasza na gospodarstwie. Zaimponowała mu, kiedy po raz pierwszy w swoim życiu ciężko pracowała w polu. Choć cena była wysoka. Z powodu alergii prawie dusiła się w nocy. – A moje serce zostało już całkowicie podbite, kiedy zobaczyłam Łukasza, jadącego na zielonym traktorze – śmieje się.
Łukasz oświadczył się Ewie. Dla niej zostawił gospodarstwo, które odziedziczył po rodzicach i zdecydował się zamieszkać na Śląsku. – Miłość do ziemi przegrała z miłością do Ewy – przyznaje.
Młodzi marzyli o własnym domu. Nie chcieli jednak pakować się w pożyczki, kredyty. Dlatego zdecydowali się wyjechać zagranicę i tam rozpocząć pracę. Ewa ma wykształcenie pedagogiczne. Zaczęła przeglądać oferty pracy za granicą. – Wysłałam tylko jedno CV. Znalazłam ogłoszenie z biura pośrednictwa pracy, że poszukiwane są osoby do pracy w przedszkolu w Norwegii. Zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną i zostałam przyjęta.
Dzień ma cztery godziny
Ewa rozpoczęła kurs języka norweskiego, bardzo intensywny i trudny, ale dający świetne efekty. Po trzech miesiącach nauki, kilka miesięcy po ślubie, młodzi wyjechali razem do Bergen, a trzy dni później Ewa pracowała już w norweskim przedszkolu. – To było wielkie wydarzenie w tamtym kraju - wspomina. – Pedagodzy z Polski przyjechali do Norwegii, w ciągu trzech miesięcy nauczyli się norweskiego i pracują z norweskimi dziećmi. Pisały o nas gazety. Do przedszkola, w którym pracowałam, po dwóch tygodniach przyjechała ogólnokrajowa telewizja i zostałam zmobilizowana do udzielenia wywiadu… w języku norweskim.
Początkowo trudno było żyć w nowym kraju. Łukasz przyjechał z Ewą, ale nie miał pracy. Nie znał języka angielskiego ani norweskiego. Dopiero po czterech miesiącach znalazł pracę, jako dekarz w norweskiej firmie. Spędził siedem kolejnych lat, aż do powrotu do Polski, na dachach, na rusztowaniach.
Trudności w adaptacji wzmagały warunki atmosferyczne, panujące w Norwegii. – Wyjechaliśmy jesienią. Można powiedzieć, że w najgorszym okresie klimatycznym – tłumaczy Łukasz. – Ciągle pada deszcz. Dzień ma cztery godziny. W ciągu pozostałych panuje półmrok, albo całkowita ciemność. Brakuje światła. Jest godzina 14, a człowiek ma wrażenie, że zachodzi słońce. To wszystko nie ułatwiało nam startu w nowym kraju.
Norweg znaczy szczęśliwy
Dodatkową trudność sprawiało zetknięcie się z całkowicie nową i odmienną od polskiej kulturą i mentalnością, innym systemem pracy i wartości. – W Norwegii absolutnie na pierwszym miejscu jest człowiek. Nie Bóg – mówi Ewa – Norwedzy uważają, że są najlepszym i najszczęśliwszym narodem na świecie, bo mają pieniądze. – Tego nam Polakom w sumie trochę brakuje – dodaje Łukasz.
Norwedzy są niezwykle dumni, ze swojej narodowości. Manifestują to na wszystkie możliwe sposoby. Hucznie obchodzą na przykład święta narodowe. Ubierają się wtedy w tradycyjne stroje ludowe, tak zwane bunady, które są niezwykle drogie (osiągają niebagatelne ceny kilkudziesięciu tysięcy koron). Całymi rodzinami wychodzą na ulice, maszerują w barwnych pochodach. Nigdy nie dochodzi wtedy do żadnych zamieszek, bójek, palenia instalacji i tak dalej. Nie trzeba nawet specjalnie angażować policji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.