Na dnie morza w pobliżu Bahamów zlokalizowano wrak statku - prawdopodobnie kontenerowca "El Faro", który zatonął w tym rejonie na początku października - podały amerykańskie władze. Na pokładzie statku były 33 osoby, w tym pięciu Polaków. Wszyscy zginęli.
Jak poinformował w sobotę Krajowy Zarząd ds. Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), odkrycia dokonał zespół poszukiwawczy z amerykańskiego okrętu "Apache", przy pomocy sonarów. Statek leży na głębokości 4572 metrów, na obszarze ostatniej znanej pozycji "El Faro" - w pobliżu Crooked Island, w archipelagu Wysp Bahama.
Także długość statku - 241 metrów - wskazuje na to, że może to być "El Faro". W ostatecznym zidentyfikowaniu jednostki ma pomóc zdalnie sterowany pojazd podwodny.
Kontenerowiec, który - mimo ostrzeżeń meteorologów - wypłynął 29 września z Jacksonville na Florydzie do San Juan na Portoryko, został uszkodzony w wyniku uderzenia huraganu Joaquin i zatonął 1 października. Fale sięgały 15 metrów, a siła wiatru - 240 km/h. Z relacji załogi przed utratą łączności wiadomo, że statek miał nieczynne silniki, 15-stopniowy przechył, był uszkodzony i nabierał wody.
Akcja ratownicza nie przyniosła żadnego rezultatu. Znaleziono ciało jednego z marynarzy, zniszczoną szalupę, kamizelkę ratunkową i kilka kontenerów.
Na pokładzie "El Faro" były 33 osoby - 28 Amerykanów, członków załogi, oraz pięciu Polaków, którzy należeli do ekipy pomocniczej. Według armatora statek przed wypłynięciem przechodził remont w maszynowni, którym zajmowali się polscy specjaliści. Zdaniem ekspertów remont nie miał jednak wpływu na pracę silników.
Była to najtragiczniejsza katastrofa statku płynącego pod banderą USA od ponad 30 lat.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.