Mieszkańcy Pucka pamiętają o ks. Janie Kaczkowskim. Wyrazem tej pamięci są palące się przed hospicjum znicze.
- Nie, osobiście go nie znałam. Wiedziałam, kim jest, bo jak nie znać kogoś, o kim co pewien czas mówiła cała Polska? Dlatego tu jestem. Bo co z tego, że mówiło się o nim za życia? Teraz również potrzebuje naszego wsparcia, modlitwy i tego światełka w postaci znicza - mówi pani Janina, mieszkanka Pucka.
- To mój wyraz pamięci dla ks. Jana. Był taki normalny, a nie żaden gwiazdor, jak czasami słyszałem od moich znajomych. Mówił fajne kazania i czuło się, że Msza św. jest dla niego wyjątkowym czasem - opowiada Michał, młody chłopak, który znicz przyszedł zapalić z rodziną.
- Szliśmy na spacer ze znajomymi i jakoś tak nas natchnęło, że może warto byłoby zapalić znicz. W sumie okazało się, że pieniędzy starczyło nam tylko na taki wkład. Ale myślę, że i to wystarczy. To chwila refleksji nad tym, kim był ten człowiek. Dla każdego, kto teraz żyje w tym hospicjum musiał być ogromnym wsparciem, bo przecież sam był ciężko chory, a mimo to nadal coś robił dla drugiego człowieka - mówi Iwona.
Pomoc bliźniemu była wpisana w życie ks. Jana. - Powtarzał, że jeśli będę miał jakieś problemy, wątpliwości czy pytania, to mogę przyjechać, zadzwonić. Mówił: „dopóki jestem to zawsze pomogę". I słowa zawsze dotrzymywał - mówi ks. Tomasz Kosewski z hospicjum św. Józefa w Sopocie.
- To był człowiek zawsze chętny do pomocy. Hospicjum - nie tylko to puckie, ale każde - było dla niego niezwykle ważne. Kiedy rozpoczynałem pracę na rzecz sopockiej placówki, poprosiłem go, by podpowiedział, na co od strony formalnej zwrócić uwagę. Nie miał oporów, aby swoją wiedzą i doświadczeniem się podzielić - dodaje ks. T. Kosewski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.