Mroźna noc, początek lutego 1993 r. Trzy lata temu "Kogut" z 30-centymetrowum irokezem na głowie i jego zespół Maria Nefeli zdobył nagrodę publiczności na festiwalu w Jarocinie. "Odlewałem się do kropielnicy i ryczałem ze śmiechu patrząc jak kobiety, które szły na adorację wkładały tam ręce, żeby się przeżegnać. Byłem totalnie zdegenerowany" - mówi Andrzej Sowa autor książki "Ocalony - ćpunk w Kościele. Teraz siedzi i płacze przy kanonach z Taize.
Podszedł do księdza siedzącego na schodach. Przez trzy godziny najpierw nie przebierając w słowach opowiadał o wszystkim. - Kiedy skończyłem, ksiądz zapytał jak mam na imię. Po raz pierwszy od lat ktoś zapytał jak mam na imię! Dla wszystkich zawsze byłem "Kogut"! I ten ksiądz mówi mi: "Andrzej czy ty masz świadomość, że złamałeś wszystkie Dziesięć Przykazań?". Ten facet przeprowadził mnie przez cały Dekalog i zapytał: "Czy ty byś nie chciał inaczej żyć?". Żyć?! Inaczej?! Przecież ja jestem martwy! A ksiądz: "Jeżeli żałujesz, to ja ci udzielę rozgrzeszenia". Nie ma grzechu, którego by Jezus nie przybił do krzyża!!!
Po spowiedzi głód narkotykowy odzywał się już z całą siłą. Andrzej myślał tylko jak wyłudzić pieniądze na narkotyki i uciec ze spotkania. - Wymyśliłem, że poproszę, żeby mi pożyczyli na przejazd. Odpowiedzieli, że dadzą pod jednym warunkiem: mają taki zwyczaj, że nad każdym kto wyjeżdża modlą się wstawienniczo - o umocnienie. Zgodziłem się byle by tylko dostać tę kasę i wiać…
I wtedy Andrzej spotkało coś, czego absolutnie nie przewidział. Drgawki, przejmujące ciepło, Przedziwny stan. Po modlitwie rzucił się na ciasto drożdżowe ze stołu. - Człowiek na głodzie narkotykowym jedzenia nawet nie tknie, a ja pożerałem talerz za talerzem!
Po 11 latach ciężkiego ćpania Jezus go uzdrowił w jednej chwili. Nie ma już "Koguta". Jest Andrzej, dziecko Boże.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Absolutna cisza słuchaczy towarzyszyła świadectwu autora książli "Ocalony"
I znów trzy godziny ryczenia
Na nocleg przyjął go ksiądz prowadzący spotkanie. - Zapytałem jakiej muzyki słucha. Włączyłem co miał - kanony z Taize. Całą noc słuchałem jak debil i beczałem jak dziecko. Rano zapytał czy idę na Mszę. Poszedłem. Byłem po spowiedzi, więc mogłem iść do Komunii. Przyjąłem Jezusa i znów trzy godziny ryczenia. Kiedy wróciłem do domu, zobaczyła mnie mama i kiedy powiedziałem jej że byłem na rekolekcjach charyzmatycznych struchlała!
Andrzej opowiadał jak dalej prowadził go Bóg. - Jeśli ty się zatroszczysz o Królestwo Boże, to Bóg zatroszczy się o wszystko - podkreślał, mówiąc także o tym jak trafił na książkę o. Tardifa "Jezus żyje" i o tym, jak będąc już mężem i ojcem czekał na wyniki badań - po latach ćpania chorował na wirusowe zapalenie wątroby typu C.
- Medycyna mnie skreśliła. Przed badaniami poprosiłem znajomego księdza o sakrament namaszczenia chorych. To sakrament uzdrowienia - podobnie jak Eucharystia i spowiedź. Bałem się wyroku. A kiedy odbierałem wyniki, lekarze nie mogli uwierzyć… Bóg mnie ocalił po raz kolejny. Bo taki jest mój Bóg! Pasie mnie na zielonych pastwiskach, strzeże mnie - cóż może mi się stać?!
Na zakończenie spotkania Andrzej Sowa zaprosił uczestników spotkania do modlitwy przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela, i pomodlił się za obecnych. Zaprosił także na katechezy, które andrychowskie wspólnoty Drogi Neokatchumenalnej prowadzą w poniedziałki i środy o 19.00 w kościele św. Macieja.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.