W Irlandii zakończyło się o godz. 22 (23 czasu polskiego) w piątek referendum w sprawie ratyfikacji unijnego Traktatu z Lizbony. Wobec braku sondaży bezpośrednio przed głosowaniem i exit polls w jego dniu, a także chwiejnych w czasach recesji nastrojów społecznych, wyniku nie da się przewidzieć.
Była to druga próba ratyfikacji dokumentu przez 4-milionową Irlandię. Pierwsza zakończyła się porażką w czerwcu 2008 roku.
Na wynik trzeba będzie poczekać do soboty, prawdopodobnie do godziny 17 (18 czasu polskiego). Liczenie głosów z całego kraju rozpocznie się tego dnia o godz. 9 rano (10 czasu polskiego) w Dublińskim Zamku (Dublin Castle).
Ostatnie dostępne sondaże sprzed tygodnia dawały 55-procentową przewagę zwolennikom Traktatu z Lizbony. O wyniku mogą przesądzić niezdecydowani, których liczbę szacowano na blisko 20 proc. Referendum jest ważne bez względu na frekwencję.
Irlandia - jedyny kraj wśród 27 państw UE, w którym konstytucja wymaga przeprowadzenia referendum w sprawie nowego unijnego traktatu - zgodziła się pod presją partnerów z UE na ponowne głosowanie.
Irlandczycy odrzucili bowiem w ubiegłym roku Traktat z Lizbony, będący już drugą - po porażce eurokonstytucji - próbą zreformowania instytucji rozszerzonej Unii. Inne kraje członkowskie wybrały - z powodzeniem - drogę ratyfikacji parlamentarnej.
Jeśli Irlandczycy powiedzą "tak", wejście w życie dokumentu będzie już tylko zależało od podpisów prezydentów Czech i Polski, gdzie parlamenty narodowe ratyfikowały Traktat z Lizbony.
Decyzja jest odpowiedzią na wezwanie wystosowane wcześniej w tym roku przez więzionego lidera PKK.
To efekt dwustronnych rozmowach ministerialnych w weekend w Genewie.
Referendum w sprawie odwołania rady miejskiej jest nieważne ze względu na zbyt niską frekwencję.
Legendarny dowódca II Korpusu Polskiego został pochowany wśród swoich żołnierzy.
Zwolennicy przypisywali mu wyłącznie zalety. Przeciwnicy zarzucali zaś zdławienie demokracji.