Polityczna awantura o przekleństwo wybuchła we Włoszech po tym, jak przewodniczący Izby Deputowanych Gianfranco Fini nazwał w sobotę wulgarnie ksenofobów, rasistów i wszystkich, którzy pozwalają sobie na gesty niechęci wobec imigrantów.
Szczególnie energicznie zaprotestowali politycy koalicyjnej Ligi Północnej, którzy są zwolennikami surowej linii postępowania wobec imigrantów, a nawet odesłania ich "do domu", jak powiedział to niedawno lider tej partii Umberto Bossi.
Powodem polemiki są słowa, jakie wypowiedział Fini podczas spotkania z dziećmi imigrantów w ośrodku kulturalnym w Rzymie, działającym na rzecz ich integracji. Zapytał dzieci i młodzież: "Czy jest ktoś, kto sprawia, że jest wam ciężko? Albo czy jest jakiś gnojek (po włosku: stronzo-PAP), który powie o jedno słowo za dużo?".
Tłumacząc się z tego niecenzuralnego, mocnego w języku włoskim określenia szef Izby Deputowanych dodał: "używam tego słowa, bo jeśli ktoś mówi, że jesteście inni, zasługuje na to przekleństwo".
"Wy to myślicie, a ja to mówię" - podkreślił Gianfranco Fini, niegdyś lider postfaszystowskiego Sojuszu Narodowego.
Słowa Finiego wywołały dalsze napięcia w centroprawicowej koalicji, podzielonej między innymi w sprawie stosunku do imigrantów. W politycznej dyskusji, jaką spowodowała ta wypowiedź, to niecenzuralne słowo zostało wielokrotnie wypowiedziane i bez "trzech kropek" trafiło na czołówki niedzielnych gazet.
Najostrzej zareagował znany z różnych prowokacyjnych zachowań prominentny polityk Ligi Północnej, minister do spraw uproszczenia legislacji, Roberto Calderoli. "Fini ma rację mówiąc, że gnojkiem jest ten, kto mówi, że cudzoziemiec jest inny. Ale również gnojkiem jest ten, kto łudzi imigrantów mówiąc, że we Włoszech jest praca dla wszystkich".
Zdumienie słowami Finiego wyrazili jego dawni partyjni koledzy z rozwiązanego już Sojuszu Narodowego, który wraz z partią premiera Silvio Berlusconiego utworzył wielkie ugrupowanie centroprawicy Lud Wolności. Gianfranco Fini radykalnie zmienił poglądy - ocenił minister infrastruktury Altero Matteoli.
Polityk skrajnej włoskiej prawicy Francesco Storace stwierdził, że przekleństwo Finiego jest "niebezpieczne", bo - jak przypomniał - użył go szef izby parlamentu i to do tego w obecności dzieci. "Ja myślę w zupełnie inny sposób niż Fini i nie chciałbym tak zostać przez niego nazwany" - podkreślił.
"Czy przewodniczący Izby Deputowanych, który od dawna zachęca do refleksji nad skutkami słów i czynów, zdaje sobie sprawę z tego, że od dzisiaj każdy może wziąć z niego smutny przykład?"- zapytał Storace.
O komentarz do wulgarnego słowa dziennikarze poprosili nawet watykańskiego sekretarza stanu kardynała Tarcisio Bertone. "Ja nie używam przekleństw" - odparł krótko.
Dziennik "Corriere della Sera" podał w niedzielę na marginesie tej debaty, że w rejonach Włoch, rządzonych przez Ligę Północną, w ciągu roku uchwalono łącznie 788 przepisów, wymierzonych w imigrantów. Gazeta odnotowała kilka najbardziej kontrowersyjnych i zadziwiających przykładów. Burmistrz miasteczka Azzano Decimo nakazał, aby potrawy kuchni arabskiej sprzedawano wyłącznie z włoskimi dodatkami, na przykład polentą, czyli daniem z mąki kukurydzianej. W Cernobbio wprowadzono przepis o obowiązkowych kontrolach czystości w mieszkaniach imigrantów.
Bilans ofiar może jednak się zmienić, bo wiele innych osób jest rannych.
Tradycja niemal całkowicie zanikła w okresie PRL-u. Dziś odżyła.
Po przeliczeniu wyników z 99 proc. komisji: socjaldemokraci wyrywają. Ale...
Prezydent USA wcześniej wielokrotnie powtarzał, że nie ułaskawi swojego syna.
Franciszek włączył się w dyskusję nad forsowaną przez prezydenta Macrona legalizacją eutanazji.