Reklama

Święty przyjaciel Morcinka

Czy pamiętamy jeszcze o młodym ks. Stefanie Zielonce, który 72 lata temu zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau?

Reklama

Ks. Stefan Zielonka pochodził z Płocka. Był niezapomnianym wikariuszem i prefektem w Pułtusku.

Do Dachau trafił już w 1940 roku. W obozie wyróżniał się postawą duchową: nigdy nie tracił nadziei, nie upadł na duchu, miał wrodzoną wesołość i żartobliwość, przez co dźwigał na duchu współwięźniów.

Zapamiętano, że to on przyczynił się w dużej mierze do tego, że w ukryciu i dla wtajemniczonych odprawiono w obozie Msze św. w Boże Narodzenie 1941 r.

W styczniu 1945 r. zgłosił się jako ochotnik do obozowego szpitala dla chorych na tyfus. Tam po kryjomu przygotowywał chorych na śmierć, spowiadał i udział im wiatyku. W końcu sam zapadł na tyfus i zmarł 15 lutego 1945 r., na kilka tygodni przed wyzwoleniem obozu.

W 1943 r. ks. Zielonkę spotkał Gustaw Morcinek. Jego postawę w obozie opisał w swoich wspomnieniach: "Mój młody przyjaciel, Stefan, był księdzem. Nazywał się Stefan Zielonka. (...) - Stefan, król węgierski! - wołaliśmy na niego, a on uśmiechał się, jak tylko dobry człowiek potrafi się uśmiechać. I mądry człowiek" - pisał Morcinek w "Listach z mojego Rzymu".

"Potem siadaliśmy w kucki przed krawężnikiem. Z krawężnika spędzali nas esesmani. Albo też opieraliśmy się o parkan i tworzyliśmy koło. Ksiądz Stefan najpierw słuchał, nie wysuwał się na pierwszy plan. Niech inni gadają! I prałaty, i kanonicy, i doktorzy teologii, górnicy, kierownik szkoły, szofer. A kiedy zdawało się, że dyskusja już wyczerpana, rozpoczynał z miłością... Jego wywody były radosne, pełne słońca, ogromnie proste i tak bardzo przekonujące" - tak zapamiętał Gustaw Morcinek ks. Zielonkę.

Sam ks. Zielona, już jako kleryk, prowadził duchowe zapiski. Wśród początkowych jego wpisów znajdujemy następujący: "O daj mi Boże, bym i ja coś pożytecznego uczynił, bym nie był zbyteczna rzeczą na ziemi, bym nie dba o siebie, lecz o innych".

Gdy był na I roku WSD napisał: "Marzę o swojej przyszłości. Z jednej strony widzę siebie jako kapłana, który oddany całym sercem ludziom pracuje, by szczęście na ziemi rozszerzyć, by wzbudzać na twarzach uśmiechy podobne do wiosennych promyków słonecznych, by niedolę i nędzę w miarę możności zmniejszyć... Brzydzę się tym, co niskie i małe. Chcę wielkich rzeczy, chcę być wielkim".

"Czy ja mam czystą intencję? Powiedzenie sobie: »tak« byłoby może zbyt śmiałe. Ale zawsze mam chęci, by coś Bogu uczynić. Ale tu chodzi o wszystko, wszystko dla Boga" - pisał w 1930 roku. To tylko niektóre z okruchów w zapiskach ks. Zielonki.

A w ostatnim liście do rodziny, w styczniu 1945 r. pisał: "jestem teraz tak bezradny, jak małe dziecko". Już chorował, tracił siły, ale nie ufność.

Ks. Stefan Zielonka dojrzewał do kapłaństwa i męczeństwa przy błogosławionych abp. Antonim Julianie Nowowiejskim i bp. Leonie Wetmańskim.

Swego czasu był nawet wysuwany jako kandydat w procesie beatyfikacyjnym męczenników II wojny światowej, ostatecznie jednak ustąpił w chwale ołtarzy miejsca swym biskupom.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
4°C Wtorek
noc
2°C Wtorek
rano
7°C Wtorek
dzień
9°C Wtorek
wieczór
wiecej »

Reklama