Reklama

Ziemia wielu kultur, poetów i świętych

Archidiecezja Przemyska, jak i reszta Podkarpacia, to tereny o najwyższej religijności w Europie. O jej specyfice mówi abp Józef Michalik w wywiadzie dla KAI.

Reklama

Arcybiskup tłumaczy też, że „Chrześcijaństwo przykryte płaszczem zbytniej dyskrecji nie będzie ewangelizacyjne, ani twórcze - nie będzie Chrystusowe”. Polemizuje z koncepcją „chrześcijaństwa wyalienowanego”, jaka przebija z poglądów niektórych znanych publicystów. Przyznaje, że nie jest ulubieńcem wpływowych mediów i jego głos – mimo, że jest przewodniczącym Episkopatu - jest pomijany. Jako przykład wymienia liczne swe wypowiedzi na tematy społeczne.

Pytany co uważa, za najważniejsze w sprawowaniu funkcji przewodniczącego Konferencji Episkopatu, odpowiada krótko: Cierpliwość, pokorę i służebność! „Tu się nie dowodzi, lecz służy i im mniej w naszej Konferencji przewodniczącego, a więcej biskupów, to lepiej” – wyjaśnia.

A oto pełen tekst wywiadu z abp. Józefem Michalikiem, metropolitą przemyskim, przewodniczącym KEP:


Co Księdza Arcybiskupa raduje, a co sprawia smutek jako pasterzowi Archidiecezji Przemyskiej? Jakie są najważniejsze wyzwania, przed którymi stoi dziś Kościół przemyski?

Abp Józef Michalik: Jest to diecezja kresowa o dużej różnorodności kultur. Różnorodność tę postrzegam jako bogactwo, choć nie zawsze jest to łatwe. Trzeba liczyć się z wrażliwościami mniejszości wyznaniowych czy narodowych i okazywać im szacunek.

Przed wojną - kiedy diecezja przemyska sięgała aż po Lwów – połowę jej mieszkańców stanowili grekokatolicy, głównie Łemkowie. Widoczna była rutenizacja wiosek oraz polonizacja miast. Po Unii Brzeskiej prawosławni konsekwentnie przeszli do Kościoła greckokatolickiego, z pewnym niewielkim opóźnieniem w samym Przemyślu. Dziś w diecezji na ok. 800 tys. rzymsko-katolików, przypada 3 tys. 300 grekokatolików (w całej Polsce jest ich według aktualnego Annuario Pontificio 52 tysiące). W archidiecezji przemyskiej grekokatolicy skupieni są w kilkunastu parafiach. Kościół rzymskokatolicki wciąż ma w użyciu kilkadziesiąt dawnych opuszczonych cerkwi greckokatolickich, które zostały przejęte po wysiedleniu grekokatolików na skutek przesiedleń na Ukrainę i Akcji „Wisła”. Są one świadectwem, że kiedyś była tu inna rzeczywistość. Zniszczałyby, gdyby rzymskokatoliccy o nie nie zadbali.

Nie odczuwam problemów z grekokatolikami. Mają tu piękną starą tradycję, którą przeżywają w swych rodzinach, w kościołach i w katedrze, przekazaną im przez naszą diecezję. W duchu współpracy zażegnujemy nieodpowiedzialne konflikty i realizujemy powierzone nam przez Kościół zadania. Cieszymy się, że tu żyją, pracują i oddają cześć Panu Bogu, co i my staramy się czynić.

Specyfika diecezji przemyskiej polega nie tylko na różnorodności. Od stuleci jej specyfiką jest duchowa głębia. Tradycją jest obecność wielu zakonów, które od wieków prowadziły szeroką działalność duszpasterską, społeczną i edukacyjną. Zawsze przywiązywano tu dużą wagę do szkolnictwa przykościelnego. Główne miasta diecezji: Przemyśl, Jarosław, Krosno i Sanok były i są ważnymi centrami intelektualnymi.

Jest to ziemia, która wydawała świętych i poetów: bp. Józefa Pelczara, ks. Jana Balickiego, ks. Bronisława Markiewicza oraz Aleksandra Fredrę czy Ignacego Krasickiego. Obecnie ludność jest głównie polska, osiadła tu od wieków. Charakteryzuje ich silny patriotyzm. Są bardzo ofiarni, szczególnie na dzieła charytatywne.

Dziś jest to diecezja z pogranicza, rolnicza z wieloma trudnościami ekonomicznymi. Ale jej tożsamość budowana przez wieki przebija się przez współczesną szarość. Silna jest emigracja, ale czuje ona związek z religią i tą ziemią. Emigranci inwestują, czują się związani.

A jak kształtują się kontakty z prawosławiem, które też jest tu obecne?

- Jest tu ich trochę mniej niż grekokatolików. Problemów nie ma. W Sanoku rezyduje prawosławny arcybiskup Adam. Nasi księża dogadują się z nimi dobrze, a i często nawzajem sobie pomagają. Nawet wzajemnie udzielają sobie kościołów, kiedy jest potrzeba. Nie rozgłaszają tego, bo oficjalnie mógłby to być problem. Bardzo wiele zależy od osobistych relacji.

Diecezja przemyska słynie z tego, że dzięki olbrzymiej determinacji jej ówczesnego pasterza abp. Ignacego Tokarczuka, nielegalnie wybudowano tu w okresie komunistycznym najwięcej w Polsce kościołów. Jakie dziś są tego owoce?

- Kiedy tu przybyłem w 1993 r., diecezja była faktycznie ukierunkowana na budowę kościołów. Był to niezwykły fenomen. Zbudowano ich kilkaset, przeważnie nielegalnie. Wznosili je wierni, dla których była to szkoła odpowiedzialności za Kościół, powiedziałbym, „wielki eklezjalny start” tej społeczności. Do dzisiaj jest taki rozpęd, że nie jest tu trudno zbudować świątynię. Świeccy są zmobilizowani, a proboszczowie maja do nich zaufanie. Frekwencja na mszach – dzięki temu, że ludzie sami budowali kościoły i z nimi utożsamiają się – jest wysoka: 70 - 80%. Ułatwia to możliwość duszpasterskiego oddziaływania.

Wynika stąd, że Archidiecezja Przemyska, jak i reszta Podkarpacia, to tereny o najwyższej religijności w Europie. Czym tłumaczyć ten fenomen, poza nielegalną budową kościołów: specyfika historii, spotkaniem kultur i religii, gdzie trzeba się było określić, owoc prześladowań, dobrych biskupów...?


- Fenomen ten tłumaczyłbym także silną grupą lokalnych liderów, występujących tu przez wieki. Diecezja miała szczęście do wybitnych kapłanów. Silnie rozwijał się katolicyzm społeczny. Wspomnę chociażby o sadownictwie z Albigowej czy w Korczynie, słynnych na całą Polskę. Księża promowali nowoczesne rozwiązania gospodarcze oraz ruch spółdzielczy. Trudno było mówić o walce klas. Był co prawda socjalistyczny uniwersytet ludowy w Gaci czy podobny ośrodek w Przemyślu, ale wielu z jego aktywistów przed śmiercią się spowiadało. Kontakty z tymi środowiskami miał ks. Jan Balicki, wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła II. Ciekawą sprawą była współpraca miejscowego ziemiaństwa z ludem, co owocowało w czasie wojny przechowywaniem dziedziców przez ludzi.

Darem Opatrzności dla diecezji przemyskiej byli pasterze. Oprócz bp. Józefa Pelczara, przypomniałbym m. in. bp. Franciszka Bardę (1880 – 1964), który godnie przeprowadził diecezję przez okres wojny i dużą część komunizmu. Dzięki niemu przez całą wojnę było czynne diecezjalne seminarium w Brzozowie, jedyny taki fenomen w okupowanej Polsce. Opatrzność spowodowała, że w Wermachcie znalazł się ksiądz niemiecki, który bronił istnienia seminarium.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
0°C Środa
rano
3°C Środa
dzień
3°C Środa
wieczór
0°C Czwartek
noc
wiecej »

Reklama