Nie ma dnia, by nie opłakiwano kolejnych ofiar. Zbrodni dopuszczają się również ludzie w mundurach. Do kogo mamy się zwrócić o pomoc? – pytają kongijscy duchowni.
Bezczynność oraz nieumiejętność zagwarantowania bezpieczeństwa i praworządności zarzucili prezydentowi Josephowi Kabili księża i zakonnicy z archidiecezji Bukavu we wschodnim Kongu. W przesłanym do niego liście przypominają, że wciąż trwa dramat tamtejszej ludności.
Nie ma dnia, by nie opłakiwano kolejnych ofiar – czytamy w liście. Zbrodni dopuszczają się również ludzie w mundurach. Do kogo mamy się zwrócić o pomoc? – pytają kongijscy duchowni. W ich przekonaniu siły porządkowe nie są w stanie ochronić ludności przed rebeliantami. Nie potrafią przewidzieć ich ataku albo interweniują zbyt późno. Co więcej w ostatnim czasie agresja zwróciła się również przeciwko przedstawicielom Kościoła, jakby ktoś chciał się pozbyć niewygodnych świadków. Autorzy listu nawiązują tu do niedawnych mordów na księdzu i zakonnicy.
Konkludując, domagają się od prezydenta Demokratycznej Republiki Konga bardziej jednoznacznego zaangażowania w sprawę pokoju i bezpieczeństwa. Joseph Kabila stanowisko prezydenta objął w 2001 r. po swym ojcu Laurencie, komunistycznym bojowniku, który cztery lata wcześniej obalił reżim Josepha Mobutu, a następnie został zamordowany przez swego ochroniarza. W chwili objęcia władzy obecny prezydent miał niespełna 30 lat.
Rosnące napięcie w regionie Bukavu grozi wybuchem wojny domowej we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga - przestrzegają również pracownicy obecnych na tym terenie organizacji humanitarnych. W ostatnich dniach organizacja Human Rigths Watch ujawniła, że w wyniku akcji oddziałów rządowych wymierzonej w rwandyjskich rebeliantów od stycznia do października b.r. zginęło, co najmniej 1400 niewinnych cywilów, w tym kobiety i dzieci.
Kongijski minister ds. komunikacji i mediów Lambert Mende Omalanga wyraził smutek z powodu tego raportu, który według niego nie bazuje na prawdzie. Przypomniał zarazem, że kongijski rząd czyni wszystko, co w jego mocy, by przestrzegać praw człowieka. Raport przytacza jednak bezlitosne fakty, m.in. to, że wiele osób zginęło spalonych żywcem we własnych domach. Kobiety i kilkuletnie dziewczynki były natomiast porywane i gwałcone. Wiele swych ofiar oprawcy następnie okaleczali maczetami.
O zbrodnie te raport oskarża zarówno oddziały rządowe, jak i rebeliantów. Organizacja Human Rigths Watch twierdzi, że stacjonujące w Kongu oenzetowskie siły pokojowe (MONUC), popierając armię kongijską same są zamieszane w te działania. Stąd apel o natychmiastowe wycofanie wszelkiego wsparcia ONZ dla operacji wojskowej i zdjęcie ze stanowiska dowódców oskarżanych o złe traktowanie cywilów. Jednocześnie Human Rigths Watch wzywa wspólnotę międzynarodową do pojęcia skutecznych działań na rzecz zagwarantowania bezpieczeństwa w tym coraz bardziej zapalnym zakątku Afryki.
Od 14 lat wschodnie regiony kraju, obfitujące w złoża mineralne, są nękane nieustannymi starciami sił rządowych i rebeliantów.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.