W Posce mogą współistnieć różne systemy emerytalne, jak ZUS i KRUS, byleby budżet dopłacał do nich podobnie - uważa minister pracy Jolanta Fedak.
We wtorek 10 ekonomistów, w tym twórcy reformy emerytalnej sprzed dziesięciu lat, zaproponowało by w Polsce obowiązywał system emerytalny jednakowy dla wszystkich - w tym górników, służb mundurowych, a docelowo także rolników, którzy obecnie odprowadzają do KRUS składki inne, niż pracownicy, którzy płacą je do ZUS.
Fedak powiedziała w rozmowie z PAP, że dopuszczalne są różne systemy emerytalne, byleby budżetowe dotacje do nich były podobne, jak w wypadku ZUS i KRUS. Dodała, że inaczej jest w systemach specjalnych, np. emerytur mundurowych, czy sędziowskich, więc nad ich zmianą należy się zastanowić.
"Z punktu widzenia sprawiedliwości istotna jest dopłata do różnych systemów emerytalnych. Przy ZUS i KRUS - przy przeliczeniu na jednego ubezpieczonego - jest ona porównywalna. Znacznie większa jest w systemach specjalnych i trzeba się zastanowić co z tym zrobić" - powiedziała Fedak.
Według minister pracy, nie trzeba reformować KRUS, który "w miarę dobrze działa", tylko dlatego, że ktoś chce "stworzyć jakiś abstrakcyjny system".
Odnosząc się do rozbieżności między najnowszymi pomysłami resortu pracy, dotyczącymi powszechnego systemu emerytalnego, a propozycjami ministra w kancelarii premiera Michała Boniego, Fedak powiedziała, że "są to dwie zupełnie inne koncepcje". Podkreśliła, że swoją propozycję zmian w systemie emerytalnym uważa za "najlepszą i korzystną dla 14 mln ubezpieczonych, choć może niezbyt dobrą dla 14 towarzystw emerytalnych".
Boni proponuje wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat, utworzenie tzw. bezpiecznych funduszy emerytalnych typu B, inwestujących w papiery dłużne Skarbu Państwa, nie akceptuje możliwości wybierania w wieku 65 lat pieniędzy z OFE i przeznaczania ich na dowolny cel, co proponuje resort pracy. Minister Fedak jest przeciwna wydłużaniu wieku emerytalnego (obecnie wynosi on 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn), a rolę funduszy typu B chce zastąpić możliwością przeniesienia na 5 lat przed emeryturą składki z OFE do ZUS.
"Wierzę, że posłowie zaakceptują moje propozycje tak, jak w ubiegłym roku przyjęli propozycję obniżenia z 7 do 3,5 proc. składki płaconej przez przyszłych emerytów od składek płaconych przez nich do Otwartych Funduszy Emerytalnych" - powiedziała minister pracy.
Do 1 stycznia 2010 r. OFE pobierały od każdej składki emerytalnej masymalnie 7 proc. Po tej dacie maksymalna opłata nie może przekraczać 3,5 proc.
Fedak powiedziała też, że przedstawiane ostatnio w mediach zarzuty stawiane pomysłom resortu pracy przez Komisję Nadzoru Finansowego, np. dotyczące naruszeń podstawowych założeń reformy emerytalnej z 1999 r., "są bardzo ogólne".
"Jeżeli KNF pisze, że nie powinno się zmuszać Polaków do odkładania na przyszłą emeryturę po to, żeby potem mogli przeznaczyć te pieniądze na dowolny cel, to chcę zauważyć, że nie jest to bezcelowe zmuszanie ludzi do oszczędzania, lecz dbałość o ich przyszłą emeryturę. Ze zgromadzonych w OFE pieniędzy będą bowiem mogli skorzystać dopiero po zakończeniu pracy, już jako nieaktywni zawodowo emeryci" - wyjaśniła Fedak.
Jej zdaniem, reforma emerytalna nie może być uznana za cel sam w sobie. "Jeżeli widzimy, że system nie sprawdza się w praktyce, to trzeba go zmienić" - dodała.
"Na początku lat 90. ekonomiści postawili diagnozę, która dziś się nie sprawdza - zmienił się rynek kapitałowy, ludzie zaczęli inwestować, wyjeżdżać za granicę, poznali inne rynki kapitałowe, myślą długookresowo biorąc np. kredyty hipoteczne. Poza tym, kryzys udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że OFE nie są panaceum na pomnażanie przyszłych emerytur, bo mogą być wyjątkowo rujnujące w czasie bessy" - powiedziała Fedak. Zaznaczyła, że "sami twórcy reformy przyznają, że waloryzacja w ZUS może być podobna do zysków w OFE".
Bilans ofiar może jednak się zmienić, bo wiele innych osób jest rannych.
Tradycja niemal całkowicie zanikła w okresie PRL-u. Dziś odżyła.
Po przeliczeniu wyników z 99 proc. komisji: socjaldemokraci wyrywają. Ale...
Prezydent USA wcześniej wielokrotnie powtarzał, że nie ułaskawi swojego syna.
Franciszek włączył się w dyskusję nad forsowaną przez prezydenta Macrona legalizacją eutanazji.