O tajemnicy dobra naznaczonego klęską, jej filmowych obrazach i losie aktora mówił Adam Woronowicz podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmów Niepokalanów we Wrocławiu.
Zgodnie z formułą przyjętą podczas wieczornych pokazów aktor zaproponował widzom spotkanie z „Misją” w reżyserii Rolanda Joffé. Goście spektaklu zostali zaproszeni do Ameryki Południowej, do niesamowitej krainy potężnych wodospadów, gdzie jezuici – na czele z o. Gabrielem (Jeremy Irons) i nawróconym łowcą niewolników Rodrigo Mendozą (Robert De Niro) – niosą Ewangelię Indianom Guarani, zarazem pomagając im stworzyć świetnie zorganizowaną społeczność. Nad powstającym „rajem na ziemi” gromadzą się jednak czarne chmury – efekt politycznych kalkulacji, ambicji, chciwości i intryg.
– To był chyba pierwszy film dotykający tematyki religijnej, który wywarł na mnie tak wielkie wrażenie – wyjaśniał swój wybór Adam Woronowicz. – Jest to prawdziwe arcydzieło, jeśli chodzi o grę aktorską, zdjęcia, muzykę. Ten film wrócił do mnie po wielu latach, gdy stawiałem pierwsze kroki jako aktor. Uświadomiłem sobie wtedy, jak trudno jest „zagrać dobro”. Robert de Niro mówił kiedyś, że łatwiej mu było „przechodzić na stronę dobra”, patrząc na to, jak gra Jeremy Irons. Ten aktor potrafił oddać coś z tej tajemnicy, jaka towarzyszy dobru, wierze. Bo to jest gigantyczna tajemnica i nie da się tu wszystkiego wyjaśnić. Scena, w której o. Gabriel wychodzi z Najświętszym Sakramentem naprzeciw nacierającym żołnierzom, a robi to tak głęboko, skromnie i delikatnie, jest nie do opowiedzenia.
Trudno jest grać dobro, ale czy nie trudniej jeszcze takie, które zdaje się ponosić sromotną klęskę? Tak dzieje się w „Misji”; takim cieniem naznaczone są życiorysy ks. Jerzego Popiełuszki i Maksymiliana Kolbego – w których wcielił się Adam Woronowicz. – Maksymilian chciał zdobyć świat dla Niepokalanej, a w ostatnim etapie życia został pozbawiony wszystkiego, ogołocony. Ale przecież powiedział wcześniej Maryi, że może rozrzucić jego kości gdzie zechce. Posłuchała go – mówi aktor. – W Auschwitz prawdopodobnie trzykrotnie skazywano ludzi na śmierć taką, jak Maksymiliana i jego towarzyszy. Ostatniej grupie skazańców nie dawano już nawet wody, zapewne pili własny mocz, a umieranie trwało ok. 14 dni. To było potworne cierpienie. Ale z bunkra zamiast przekleństw płynęły modlitwy. Cud w samym środku piekła. Gdzieś tam walczyły armie, a tu zwyciężało dobro pośród takiej bezsilności, w takim ogromnym cierpieniu. Tak działa Pan Bóg. Dobro niby przegrywa, ale tak naprawdę ta klęska jest początkiem czegoś nowego.
Na pytania widzów, czy czuje się artystą spełnionym, aktor stanowczo odpowiada, że spełnionym, „sytym”, być nie zamierza. – Wolę podtrzymywać w sobie ów „głód”, niespełnienie, zdolność do zachwytu, do bycia dzieckiem, a nawet doświadczenie klęski – mówi. – Wiele mi się w życiu nie udało. Ale chyba nie w tym rzecz, co i ile robimy, ale co z nami zrobi Bóg. Kiedy myślę o swoim życiu, nie jestem dumny z zagranych ról, ale właściwie z jednego zdarzenia, które kiedyś miało miejsce na Dworcu Centralnym. Dostrzegłem tam policjantów ciągnących obszarpanego, śmierdzącego człowieka, bardzo źle się z nim obchodząc. To był impuls. „Panowie, tak nie można” – stwierdziłem. Wziąłem człowieka pod rękę i odprowadziłem na bok. Taki ludzki odruch… Myślę, że to mój największy sukces. Jestem coraz bardziej pewny, że gdy stanę kiedyś przed Bogiem, On nie zapyta mnie, czy fajnie zagrałem swoje role. Zapyta raczej o żonę, dzieci, o to, co zrobiłem ze swoją miłością. Jestem przekonany, że będziemy pytani o miłość – tylko i wyłącznie.
Jak aktor radzi sobie z wcielaniem się w krańcowo odmienne postacie? – Radzę sobie. Grałem Maksymiliana, ale teraz na planie „Pitbulla” w reżyserii Władysława Pasikowskiego latam z baseballem i rozwalam ludziom głowy – opowiada A. Woronowicz, dodając, że wkrótce być może będzie grał ministra Radziwiłła w „Uchu prezesa”. – Taki jest los aktora, ale taki też jest człowiek w ogóle. Mówię czasem, że całe życie „pracuję w człowieku” – a on potrafi codziennie zakładać wiele masek. Kochać, a potem niszczyć drogą osobę, zachowywać się raz tak, raz zupełnie inaczej. Jako aktorzy uczymy się grać, czyli… perfekcyjnie kłamać. To, co gramy, pozostaje na planie. Nie zabieramy tego do domu. Nie dalibyśmy sobie z tym rady.
Czy coś zostaje? – Zostają doświadczenia spotkania. Czasem wydaje mi się, że granie Maksymiliana było tylko pretekstem, by spotkać wspaniałych ludzi, poznać o. Jacka i innych franciszkanów – mówi aktor. – Czy przeżyłem spotkanie z samym Maksymilianem? To chyba za dużo powiedziane. Na pewno uświadomiłem sobie, jak niewiele o nim przedtem wiedziałem. Dla mnie był „człowiekiem w pasiaku”, poważnym, wychudzonym więźniem z Auschwitz. W takim „opakowaniu” go trzymałem. W związku z filmem odkryłem na przykład ze zdumieniem, jak wiele zachowało się zdjęć Maksymiliana uśmiechniętego. Zrozumiałem, jak wielkim był mistykiem, człowiekiem nieprawdopodobnie głębokiej modlitwy, jak niesamowita była jego relacja z Maryją. Stanął przed Nią w swej wizji twarzą w twarz. To musiało go przemienić. Jest dziś potężnym wstawiennikiem. Warto zwracać się do niego.
Wśród rysów charakterystycznych o. Kolbe, aktor podkreśla postawę oddania: – Święci nie starali się „coś robić”, ale oddawali się Bogu, by to On robił z nimi, co zechce. Wiedzieli, że sami z siebie nic nie mogą. Pozwalali, by Jego moc w nich działała. W sposób zaskakujący. I w życiu ks. Popiełuszki i Maksymiliana i w historii z „Misji” klęska, katastrofa, śmierć, otwierają na to, co nowe.
W ramach festiwalu na gości czekają kolejne interesujące wydarzenia – pokazy, ale także m.in. spotkanie z Tomaszem Terlikowskim, na którym zaprezentuje swoją najnowszą książkę „O. Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika” (25 października o 13.00 w Centrum Historii Zajezdnia przy ul. Grabiszyńskiej 184) czy prowadzony przez Krzysztofa Kunerta panel dyskusyjny "Prawda na ekranie", z udziałem pięciu gości: Krzysztof Zanussi, Tomasz Terlikowski, o. Michał Legan, Łukasz Adamski i Arnaldo Casali (26.10 o 13.00 w Centrum Historii Zajezdnia). Więcej TUTAJ
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.