W większości państw europejskich, które przekroczyły 30-procentowy próg udziału kobiet w zgromadzeniach narodowych - gwarantujący realny wpływ na podejmowane decyzje - obowiązują parytety lub kwoty w formie ustaw lub dobrowolnych rozważań przyjętych przez partie.
Reprezentacja kobiet w polskim parlamencie od kilku lat utrzymuje się na 20-procentowym poziomie. Tymczasem z badań wynika, że aby uzyskać realny wpływ na politykę, musiałoby to być co najmniej 30-proc. - przekonują autorzy obywatelskiego projektu ustawy wprowadzającej parytety, który powstał z inicjatywy Kongresu Kobiet.
Pierwsze czytanie projektu ustawy zapewniającej 50-procentowy udział kobiet na listach wyborczych odbędzie się w czwartek w Sejmie. Autorzy projektu przekonują, że rozwiązania promujące udział kobiet w życiu publicznym od lat stosowane są w większości krajów europejskich.
W różnych krajach istnieją rozmaite sposoby na zwiększanie udziału kobiet w gremiach decyzyjnych. Np. system suwakowy, czyli lista wyborcza, na której nazwiska kandydatów i kandydatek umieszcza się naprzemiennie, przeciwdziała lokowaniu nazwisk kobiecych na końcu listy. Inną metodą jest podwójna nominacja, czyli mechanizm przedstawiania na dane stanowisko kandydatury kobiety i mężczyzny o porównywalnych kwalifikacjach.
W czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbywają się na podstawie 27 różnych ordynacji krajowych, kobiety osiągnęły na poziomie całej UE wynik 35 proc. Procentowo najwięcej kobiet (62 proc.) jest wśród eurodeputowanych z Finlandii; kobiety zajęły też połowę albo więcej dostępnych miejsc w Szwecji i Estonii. Wśród pięćdziesięciu polskich eurodeputowanych jest 11 kobiet, co oznacza odsetek 22 proc. - jeden z najniższych w UE, obok Luksemburga, Czech i Włoch.
Na poziomie UE nie ma wiążących prawnie wytycznych w sprawie parytetów w polityce, choć równość kobiet i mężczyzn to jedna z zasad zapisanych od początku w unijnych traktatach, potwierdzona w Karcie Praw Podstawowych UE.
Politykę równych szans od 1988 r. KE wdraża w praktyce w obsadzaniu komisyjnych stanowisk każdego szczebla. Polega ona nie tylko na dążeniu do względnej równowagi płciowej, ale przede wszystkim ułatwianiu kobietom łączenia życia zawodowego z rodzinnym - bo to dla nich główna bariera w pięciu się po szczeblach hierarchii.
W KE na wyższych stanowiskach kierowniczych minimalny odsetek nowo zatrudnianych kobiet wynosi 25 proc.; na stanowiskach średniego szczebla zarządzającego - 30 proc.; wśród zwykłych stanowisk urzędniczych - 50 proc. Wszystkie te limity zostały przekroczone po raz pierwszy w naborze nowych pracowników 2007 r. Docelowo mają być zwiększane, ale sama KE przyznaje, że napotyka na trudności, z których największą są powolne zmiany mentalności jej pracowników.
Belgia jest jednym z liderów w promowaniu równości kobiet i mężczyzn w polityce - od 2002 roku wszystkie listy wyborcze muszą składać się w połowie z przedstawicieli obu płci. W praktyce oznacza to, że na liście liczącej np. 21 miejsc może być co najwyżej 11 osób tej samej płci. Prawo wymaga ponadto, by dwa pierwsze miejsca na partyjnych listach były zajmowanie przez kandydatów różnej płci.
Szwecja ma jeden z najwyższych na świecie odsetków kobiet w polityce, mimo że nie obowiązuje tam oficjalny parytet. Większość partii politycznych dobrowolnie ustala listy wyborcze tak, aby zagwarantować równowagę płci. Decyzję o zwiększeniu udziału kobiet w polityce szwedzkie partie podjęły w latach 70., na fali toczącej się wówczas ogólnonarodowej dyskusji o równouprawnieniu w życiu publicznym. W 1971 roku jedynie 17 proc. szwedzkich parlamentarzystów stanowiły kobiety, dziś jest to ponad 47 proc.
W Norwegii, Danii i Islandii parytety, podobnie jak w Szwecji, są ustalane przez poszczególne partie polityczne, natomiast w Finlandii nie ma ich w ogóle. We wszystkich tych krajach udział kobiet w parlamentach narodowych jest na poziomie 30-40 proc. Co ciekawe, dwie duńskie partie zdecydowały się niedawno znieść parytety na wniosek swoich posłanek, które uznały, że obecnie takie środki nie są już konieczne.
W niemieckim prawie nie ma sztywnych parytetów dotyczących pełnienia przez kobiety funkcji publicznych. O względnie duży udział kobiet w polityce dbają jednak niektóre partie, które ustalają wewnętrzne zasady. Jako pierwsi parytet w swojej partii wprowadzili Zieloni, rezerwując dla kobiet co najmniej połowę funkcji partyjnych oraz miejsc na listach wyborczych
W obecnej kadencji Bundestagu zasiadają 194 posłanki (na 614 miejsc); kobiety stanowią 31,8 procent wszystkich członków tej izby parlamentu. Wraz z kanclerz Angelą Merkel w rządzie Niemiec jest siedem kobiet (na 15 ministerstw).
Ustawy o równouprawnieniu, obowiązujące w poszczególnych landach, zalecają preferowanie kobiet na stanowiska w administracji, jeżeli kandydaci mają takie same kwalifikacje oraz po przeanalizowaniu indywidualnej sytuacji poszczególnych osób starających się o pracę.
Jak przekonuje prof. Małgorzata Fuszara z Instytutu Socjologii UW, która jako jedyna w Polsce prowadziła badania na ten temat, aby mieć realny wpływ na podejmowane decyzje, np. w parlamencie, dana grupa społeczna powinna mieć reprezentację co najmniej 30-procentową.
Z badań Uniwersytetu Sztokholmskiego dla Parlamentu Europejskiego, przeprowadzonych we wrześniu zeszłego roku, wynika, że obecnie kobiety stanowią około 18 proc. członków parlamentów na całym świecie. W 2008 r. w Europie było ponad 21 proc. parlamentarzystek.
Według badań prof. Fuszary, od 2001 r. reprezentacja kobiet w polskim Sejmie jest stała i wynosi ok. 20 proc. Na liście Unii Międzyparlamentarnej, przedstawiającej udział kobiet w parlamentach na świecie, Polska zajmuje 55 miejsce na 188 krajów. W ostatnich latach nastąpił znaczny spadek liczby kobiet w Senacie: po 23 proc. w latach 2001-05, obecnie stanowią jedynie 8 proc. Pod względem udziału kobiet w izbie wyższej na liście Unii Międzyparlamentarnej Polska jest na bardzo odległym miejscu - 62 miejscu na 76 krajów. Polska jest jedynym krajem UE, w którym udział kobiet w izbie wyższej zmniejszył się w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.