Kazimierz Nowak niemal całą trasę od Wadi Halfa, przez Atbara do Chartumu, zmuszony był przejechać koleją. Jedynie niewielki odcinek od Atbara, rzędu 20-30 kilometrów, udało mu się przebyć na swoim Brennaborze.
Po przejściach z policją w Atbara (ale o tym innym razem) oraz rozpoznaniu sytuacji transportowej, straciliśmy już wszelką nadzieję, że uda nam się posmakować uroków podróży sudańską koleją.
A jednak! Trafiamy na cotygodniowy pociąg relacji Atbara – Chartum. Nie ma się więc nad czym zastanawiać. Zgodnie z duchem Nowaka kupujemy bilety najgorszej, III klasy. W całym składzie jest tylko jeden taki wagon. Dopiero na peronie okazuje się, że miejsca na przewóz rowerów nie przewidziano. Pomimo ważnych biletów, aż do ostatniej chwili, nie mamy pewności czy uda nam się upchać gdzieś nasze cztery Brennabory oraz stertę tobołków. Ostatecznie rowery zostają skompresowane w przejściu do toalety oraz lodówko-wiadra z wodą. W ogóle woda jest tu ogólnie dostępna i darmowa niemal w każdym publicznym miejscu: w pociągach i autobusach oraz na przystankach autobusowych i na ulicach, gdzie przechowuje się ją w dużych, glinianych stągwiach. Omszałe od spodu dzbany przez cały dzień utrzymują przyjemny chłód wody, z tym że dla własnego bezpieczeństwa podróżujący Europejczyk powinien taką wodę potraktować tabletką dezynfekującą Katadyn lub przepuścić przez filtr, np. sprawdzony filtr MSR. Powinien, lecz pragnienie i upał potrafią skłonić do zachowań irracjonalnych z punktu widzenia naszych lekarzy…
W wagonie panuje ścisk i choć miejsca są numerowane, to wygląda na to, że podróżnych jest znacznie więcej niż przestrzeni na drewnianych ławach. Oczywiście jesteśmy jedynymi Europejczykami w wagonie, jak i w całym pociągu. Dookoła nas przedstawiciele różnych grup etnicznych Sudanu. W zdecydowanej większości wyglądają na członków zarabizowanych plemion koczowniczych północno-wschodniej części kraju. Jadą więc Arabowie Dżaalin-Danagla, ale także lud Bedża, których kobiety wyróżniają się zakolczykowanymi nosami i wargami, a nawet bardzo charakterystyczny Arab Raszajda z długim mieczem u boku. Jakaś kobieta bez żadnego skrępowania karmi piersią niemowlę. Ot, po prostu sudańska mieszanka etniczna i zdrowy afrykański islam. Pociąg powoli wytacza się ze stacji Atbara, miarowo zaczynają stukać stalowe koła, a wagony toczące się po wąskich torach bujają się na prawo i lewo.
W liście do Marysi, Nowak tak pisze o przygodzie kolejowej na trasie Wadi Halfa – Atbara (zbiór listów Kazimierza Nowaka do żony ukaże się jeszcze w tym roku nakładem Wydawnictwa Sorus!): Aha! Wiesz? Awanturę zrobiłem w pociągu. Szło o to, że Arabi wieźli młodą dziewczynę i pół przedziału zasłonili, a więc raz duszno mi było, a potem nie widziałem krajobrazu. Było to bezprawne, zwróciłem im uwagę, że to nie „harem” (babiniec), a zresztą chcę powietrza. Zaczęła się sprzeczka. Sam jeden Europejczyk w całym przeładowanym wagonie, więc lekceważyli sobie moje żądanie. Powiedziałem właścicielowi tej dziewczyny, że jeżeli chce zamknąć swoją niewolnicę to są dwa ustępy wolne. A wtedy kazano mi się wynieść z przedziału. Było mi za duszno. Zerwałem tę zasłonkę i rzucono się na mnie. W tej chwili chwyciłem za „Contax” i wiesz? Cały zgiełk i pisk, przerażenie. Myśleli, że to broń! Ustąpili. Kobietę wyprowadzili z przedziału. Zostałem sam i bardzo wygodnie jechałem noc całą.
Nasza awantura kolejowa miała nieco inny przebieg. Wsiadając do pociągu zrzuciliśmy nasze sakwy w najbliższym wolnym przedziale otwartym, takim jak u nas w osobówkach drugiej klasy. Zajęliśmy więc należne nam miejsca nie zważając na numerację, ażeby nie przeciskać się z tobołkami przez zatłoczony wagon. Na następnej za Atbarą stacji – Ed Damer, do pociągu wsiadł starszy Arab wraz ze swoim pulchnym babińcem. Zaczęła się sprzeczka. Czterej Europejczycy w całym przeładowanym wagonie… Arab okazał się wyjątkowo uparty i za nic na świecie nie chciał usiąść ze swoimi grubymi damami na takich samych miejscach jak te zajmowane przez nas, lecz przypisanych do naszego biletu. Na nic zdała się mediacja życzliwej nam reszty wagonu ani nawet pomoc policjanta ochraniającego pociąg. W końcu ustąpiliśmy, przenosząc wszystkie nasze sakwy i przyczepki na drugi koniec wagonu, poprzez ów niebywały ścisk panujący na pokładzie. Może, gdybym wyciągnął „Contaxa”…
Atbara 17 luty 2010 r. (105 dzień Sztafety)
Po przeszło tygodniu powracamy na szlak wierny trasie Kazimierza Nowaka z roku 1932. W listach do żony, tak pisał o pustyni, którą dane mu było zobaczyć z wagonu kolejowego na trasie Wadi Halfa - Atbara: Zresztą Maryś, pustynia jaka mię dzieli od Atbara, to też nie igraszki - przepłacić by można życiem. A co by potem z Wami było? Poddaje się zatem woli władz, a gdy dodam, że jestem bezbronny, a to Sudan, i to, że zdrowie moje liche, i w dodatku słońce zieje ogniem, więc ani mi żal wydanych pięknych funtowych papierków.
Skoro człowiek nieustraszony, który samotnie przemierzył jałowe połaci pustyń libijskich, tak mówi o tym skrawku Sahary, to bardzo dobrze, że zrealizowaliśmy jego niespełnione marzenia i szczęśliwie dotarliśmy do Atbara. Atbara jest ważnym węzłem kolejowym, z którego pociągi rozchodzą się na trzy strony, jak pisze Nowak w swoich reportażach. Wtedy, jeszcze w epoce pary, kolej żelazna faktycznie odgrywała niezwykle istotną rolę, łącząc wraz z odcinkami rzecznymi Kair z Kapsztadem, czyli brytyjskie posiadłości kolonialne we wschodniej Afryce. Dziś kolej sudańska przeżywa bardzo poważną regresję i praktycznie nie liczy się w branży transportowej. Pociągi z Atbara już nie rozchodzą się na trzy strony, bo linia północ do Abu Hamed i dalej do Karima bądź Wadi Halfa została całkowicie zamknięta. Na pozostałych dwóch kierunkach: Port Sudan oraz Chartum, pociąg kursuje zaledwie raz w tygodniu. Niemal cały transport osobowy i towarowy przejęły autobusy, boksi (busiki i pikapy) oraz ciężarówki (także bardzo długie, z dwoma naczepami) pędzące po doskonałych, asfaltowych szosach wybudowanych w dużej mierze przy pomocy bratnich Sudanowi Chin. Ponoć są plany reaktywacji kolei, lecz tymczasem są to tylko plany. Nowak zatrzymał się w Atbara, w misji katolickiej, położonej w ówczesnej dzielnicy brytyjskiej. Szerokie ulice, rzędy drzew dających wytchnienie od upału. Tyle, że w tamtych czasach z pewnością dzielnica ta, jak i całe miasto, wyglądała zgoła inaczej niż dziś. Węzeł kolejowy tętnił życiem. Przez dworzec przejeżdżało kilka pociągów dziennie. Po bocznicach przetaczano składy rozmaitych wagonów. Zakłady naprawcze taboru kolejowego pracowały na wysokich obrotach. Z kominów ciuchć buchała para. Tłoki z sykiem poruszały stalowe koła, wokoło pachniało smarem i oliwą. Gwizd lokomotyw przeszywał co chwila zgiełk miasta. Dziś, na bocznicach Atbara, niszczeje przykurzony pustynnym pyłem tabor kolejowy. Setki różnorakich wagonów towarowych i osobowych, drezyny, lokomotywy. Nikt nie porusza już dziesiątkami smętnie zwisających semaforów. Kolejowa przeszłość miasta zamarła tworząc nieformalny, samorzutny skansen.
W Atbara mieści się jednak niewielkie muzeum kolejnictwa, w dawnej dzielnicy brytyjskiej. Dziś również dalekiej od minionej świetności: bez kwiatów zwisających z murów, bez kolonialnego porządku i dystynkcji. Eksponaty takie jak: lokomotywy, wagony, drezyny oraz pomniejsze przedmioty, związane z historią kolei w Sudanie, rozmieszczone są wokół dawnego kościoła rzymskokatolickiego, gdzie przed laty zatrzymał się Kazimierz Nowak! Dziś, pozbawiony krzyża budynek, zamknięty jest na cztery spusty, a skansen kolejowy wokoło tym bardziej podkreśla zmiany, jakie zaszły w Sudanie od czasów Nowaka. Przy kościele wyrósł minaret, a wierni przychodzą oddawać pokłony w kierunku Mekki, zamiast klękać przed ołtarzem.
p.s. jesteśmy 60 km przed Chartumem przy katarakcie na Nilu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.