Muzułmańskie święto

Brak komentarzy: 0

Jakub Pająk

AfrykaNowaka.pl

publikacja 11.03.2010 10:10

W Kurierze Warszawskim z dnia 29 stycznia 1933 roku przeczytać można było: „O niebo ciekawszy od Khartumu jest Omdurman – szumnie zwany „Paryżem Czarnego Lądu”. Omdurman sławny z walk mahdystów, z grobem Mahdiego, który mu następca wybudował”.

Muzułmańskie święto

Na ponad 300 km trasę Chartum-Kosti dołącza do nas Sudańczyk – Elsadig Yousif

Chartum – Kosti 27 lutego – 1 marca 2010 r. 115-117 dzień Sztafety

Nareszcie opuszczamy Chartum! Co za długo to niezdrowo - człek się rozleniwia, czas przecieka między palcami… Ale już wszystko mamy za sobą: stertę formalności, miłe spotkania i wizyty i co najważniejsze – poszukiwania czwartego uczestnika najbliższego odcinka sztafety.

Na ponad 300 km trasę Chartum-Kosti dołącza do nas Sudańczyk – Elsadig Yousif. Nasze nieco szalone założenie wciągania do sztafety miejscowych rowerzystów, tak na żywioł, bez wcześniejszego planowania, spełniło się! Jednakże znalezienie kogoś na miejsce Piotra Strzeżysza, który musiał wrócić z +39oC do minusowej Polski, nie było łatwym zadaniem. Przez tydzień rozpuszczaliśmy po Chartumie wici o naszych poszukiwaniach, w różnych kręgach, począwszy od ulicy aż po ministerstwa… Niestety Sudańczycy nie należą do narodów traktujących rower jako narzędzie sportu, turystyki czy rekreacji. W trakcie poszukiwań ustaliliśmy, że jednak w Chartumie istnieje jakiś klub rowerowy. Któregoś pięknego dnia, na naszym kempingu, zjawił się Elsadig na swojej wąskokołowej szosówce. Do dziś nie wiem przez kogo do nas trafił (bo telefonów i wieści rozeszło się na pęczki), ale na pewno był najbardziej odpowiednią osobą do poprowadzenia czwartego Brennabora.

Elsadig należy do Union Sudan for Cycling. Na co dzień jeździ na rowerze po Chartumie, regularnie wyjeżdża na wypady poza stolicę, a także na dłuższe wycieczki rowerowe (m.in. Arabia Saudyjska, Erytrea). Hm, zaczęliśmy się mocno obawiać o naszą kondycję… Dla pokrzepienia serc dokładnie przedstawiliśmy Elsadigowi postać Kazimierza Nowaka oraz cele sztafety AfrykaNowaka.pl. Szybko doszliśmy do porozumienia i wkrótce wystartowaliśmy.

Na pokonanie 330 km mieliśmy zaledwie dwa i pół dnia – czas do wypłynięcia barki w górę Białego Nilu. Przedarliśmy się przez tłoczne, zapylone przedmieścia Chartumu pedałując wciąż dalej i dalej na południe. Na szczęście na drodze ruch zelżał, a wiatr raczej sprzyjał obranemu przez nas kierunkowi. Pytanie ile kilometrów może mieć prosta wydłużyło się w porównaniu z Pustynią Nubijską przynajmniej pięciokrotnie. Szybko dotarliśmy do tamy pod Jebel Aulia – budowli hydrotechnicznej, która nie pozwoliła nam wiernie podążać śladami Nowaka. Kazik bowiem zmuszony został przez ówczesne władze do płynięcia statkiem z Chartumu aż do Juba. Już w swoich listach i reportażach wspomina o rozpoczęciu budowy tamy Aulia na Nilu Białym, jako uzupełnienia dla tamy Sennar na Nilu Błękitnym, którą wówczas odwiedził.

Obydwa zbiorniki nawadniają żyzne, lecz nieużyteczne bez doprowadzenia nilowej wody, ziemie rejonu Al. Jazirah (tzn. wyspa). To stąd pochodzi większa część uprawianych w Sudanie warzyw, a przydrożne targi i miejskie suki nabierają tu nowych, soczystych barw: czerwoności pomidorów, pomarańczy, marchewek, zieloności ogórków, rukoli i okry, fioletu bakłażanów i cebuli czy też brudnej żółci ziemniaków. Uprawia się tu także trzcinę cukrową dla sudańskich cukrowni, a w czasach Nowaka dobrze prosperowały rozległe plantacje bawełny. Niestety po ich upaństwowieniu uprawa i eksport bawełny uległ załamaniu i obecnie kształtuje się na niższym niż wtedy poziomie. Podobnie wygląda sytuacja z państwowymi cukrowniami, które nawet nie zaspokajają potrzeb kochających słodkości Sudańczyków. Wszyscy tu uważają, że na upalny klimat potrzeba dużo cukru, przebardzo słodkiej herbaty czy też kawy, ociekających słodyczą smakołyków. Lecz w Port Sudan jednocześnie ładuje się statki sudańskim cukrem na eksport jak i rozładowuje importowaną „białą śmierć”. Prujemy z wiatrem na plecach na południe, stołując się sudańskimi specjalnościami z przydrożnych gar-kuchni i biwakując na coraz to bardziej drzewiastej sawannie. Nawierzchnia przyzwoita, kierowcy zazwyczaj rozsądni, choć niestety zdarza się, że bardzo long vehicle spychają nas z drogi końcówką swej drugiej naczepy.

Na szczęście Najwyższy ma nas w opiece i obywa się bez przykrych wypadków. Z szaloną prędkością wyprzedzają nas nowoczesne, międzymiastowe klimatyzowane autokary, zaś wiekowe, terenowe ciężarówko-busy z otwartą paką – w tempie niewiele większym od naszego. Na północ, ku stolicy, mozolnie zmierzają pamiętające chyba jeszcze lata 40. i 50. ciężarówki marki austin i bedford, wypakowane do granic możliwości bawełną, warzywami bądź węglem drzewnym. Nierzadko towaru jest tyle, że pojazd jest dwukrotnie wyższy niż bez ładunku, a na dodatek worki „wylewają” się z paki na wszystkie strony. Na północ zdążają też ciężarówy ze zwierzętami upakowanymi na dwóch poziomach naczep: kozami, owcami, krowami i wielbłądami. Widać, że południe karmi stolicę i północ kraju. Im dalej w stronę Kosti, tym bardziej zmieniają się też ludzie i wioskowe krajobrazy. Prostopadłościenne, gliniane domki ustępują miejsca murzyńskim kapanom – okrągłym chatkom o stożkowym, słomianym dachu. Także rysy i stroje miejscowych najczęściej odpowiadają już czarnym plemionom pobliskiego Kordofanu niż arabskiej północy. Wyjątek stanowią Arabowie Baggara (tzn. krowa), przemierzający ze swymi stadami stepy w poszukiwaniu urodzajnych pastwisk i wodopojów.

Trzeciego dnia w południe docieramy do Rabak, gdzie zajeżdżamy do Keer Marine. Dziwne, że port rzeczny leżący nieopodal Rabak na wschodnim brzegu Nilu, określa się jako przystań w Kosti, które położone jest w sporej odległości, po przeciwległej stronie rzeki, ale mniejsza z tym… Dotarliśmy do celu i można przyjąć, że właśnie zakończył się I z sudańskich etapów – „Z Nowakiem w pustyni…”, przed nami zaś etap II – Sudan Południowy, czyli „Z Nowakiem w puszczy”. Rozstajemy się więc z naszym nowym przyjacielem Elsadigiem, który wraca do Chartumu do pracy nad klimatyzacją do roweru? I oczekujemy co przyniesie bukra (jutro). Gnaliśmy co sił do Kosti, aby zdążyć na poniedziałkowy statek, lecz może barka odpłynie bukra, insz Allach!

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..