W Irlandii odbędzie się referendum w sprawie zniesienia konstytucyjnego przepisu, mówiącego o karaniu za bluźnierstwo.
Art. 40 irlandzkiej konstytucji mówi, że publikowanie lub wyrażanie treści bluźnierczych, wywrotowych bądź nieprzyzwoitych ma być karane zgodnie z ustawą. To przepis faktycznie martwy. Ustawowa definicja bluźnierstwa (przeciw jakiejkolwiek religii) jest tak wąska, że skazanie jest praktycznie niemożliwe. Ostatni proces o bluźnierstwo w Irlandii - zakończony zresztą uniewinnieniem - miał miejsce w... 1855 r. Tymczasem obowiązująca w Irlandii konstytucja pochodzi z 1937 r. Nawiasem mówiąc, oskarżonym w procesie sprzed ponad półtora wieku był katolik - redemptorysta nazwiskiem Vladimir Petcherine. Miał on spalić w ognisku protestancką Biblię wśród innych "bezbożnych" książek. Uwolniono go od zarzutu, gdy oświadczył, że nie miał zamiaru spalenia jakiejkolwiek Biblii.
Planowane w Irlandii głosowanie ma więc znaczenie głównie symboliczne. Chodzi o pozbywanie się z systemu prawnego wszelkich odniesień do katolickiej tradycji Irlandii. Oczywiste konteksty tej akcji to osłabienie autorytetu Kościoła w tym kraju na skutek skandali pedofilskich oraz niedawne referendum aborcyjne. Niespełna miesiąc temu Irlandczycy większością około 2/3 głosów postanowili zrezygnować z równej ochrony prawnej życia matki i jej nienarodzonego dziecka. W efekcie spodziewane jest przyjęcie ustawy dopuszczającej aborcję na życzenie do 12. tygodnia ciąży, a w niektórych przypadkach - do 24. tygodnia.
Referendum ma znaczenie tylko o tyle, że bez niego nie może się obyć żadna zmiana irlandzkiej konstytucji. Przypuszczalny termin głosowania to październik br.
Miejsce to będzie oddalone od miejsc pochówków ludzi, "aby nikogo nie urazić".
Był to pierwszy zdobyty przez Polaków główny wierzchołek ośmiotysięcznika.
Oferuje bazę wojskową i złoża litu i przyjęcie przesiedlanych ze Strefy Gazy.