publikacja 26.04.2010 10:38
Po przejechaniu gór Imatong 5 kwietnia opuściliśmy przez Nimule Sudan Pd. 6 kwietnia rozpoczęliśmy etap V i pół -Uganda-BananaRama. Z Agą, Filipem i Zbyszkiem zmierzamy z Gulu poprzez Murchinson Falls...
Dziś króla puszczy w tych stronach nie musimy się obawiać. Zbaczając z drożyny, naszym zmartwieniem pozostają jedynie węże, skolopendry, pająki i skorpiony, które jednak płoszymy nieodzownym w tropikalnym lesie kijkiem i szmerem grubych opon Brennaborów. Lawirując po potencjalnym polu minowym odnajdujemy uroczą, trawiastą polankę pośród puszczy, idealną na biwak. Powyżej wciąż kotłujących się ponad granią Imatong burzowych chmur, migocą gwiazdy, księżyc w pełni nieudacznie próbuje przemycić swój blask w ostępy lasu, a z chaszczy dochodzą tajemne szmery. Wsłuchując się w rozcykany, rozświergotany, rozrechotany egzotyczny las zasnąć trudno… aż w końcu nadchodzi sen spokojny, unurzany w bezpiecznej twierdzy namiotu i dzikiej przyrody wokoło.
Oprócz pól minowych mijamy po drodze także inne pozostałości po ostatniej wojnie, wojnie tymczasowo zawieszonej… Ukryte pod drzewami armaty, wraki wozów pancernych i czołgów. Radziecki czołg w dżungli wygląda co najmniej dziwnie. Czołg przy murzyńskiej tukuli, czołg pośród bananowców… W Sudanie Południowym nie wyrabia się praktycznie żadnych souvenirów, żadnego rękodzieła, więc jedynymi pamiątkami pozostają militaria zebrane po drodze. Pocisków i łusek, każdego kalibru, po drodze nie brakuje…
Kobieta z plemienia Latuka zdjęcie archiwalne - Kazimierz Nowak
Jakub Pająk
W Niedzielę Wielkanocną przejeżdżamy przez ziemie grupy etnicznej Madi i wieczorem docieramy ponownie nad Biały Nil, do Nimule. To już ostatnie chwile w Południowym Sudanie. Podczas podróży przez ten kraj, moje wszystkie wcześniejsze wyobrażenia o nim legły w gruzach i już mocno tęsknię do południowosudańskiej atmosfery.
Na koniec zatem wyskakujemy z Kiwi na bardzo, bardzo lokalną dyskotekę. „Stodoła” „wytapetowana” jest od środka workami po pomocy humanitarnej UNHCR. Nylonowe ściany nie przepuszczają zatem odrobiny powietrza. Wbijamy na dance-floor – uderza w nas gęsty, ostry odór murzyńskiego potu. W tej saunie porusza się w rytm współczesnych, afrykańskich przebojów parę setek czarnych ciał kręcących i trzęsących tyłeczkami. Momentalnie otacza nas tłum facetów – Biała i Biały Haładzia! Ten lokal z całą pewnością jeszcze tego nie widział. Niepewnie gęsta atmosfera szybko się jednak rozluźnia i zyskujemy nieco miejsca na „parkiecie”, by żegnać się z południowo-sudańskim luzem, co krok, odstawiając na bok kolejnych amantów i tak aż do białego rana.
Następnego dnia śmigusowo-dyngusowo żegnamy się z Kiwi i Maćkiem, który wspierał nas logistycznie m.in. przetransportował nie obsadzonego Brennabora z Juba do Nimule. Z łezką w oku, z sercem ściśniętym żalem, odwracamy się ze Zbyszkiem plecami do Sudanu i zmierzamy do Gulu w północnej Ugandzie. Kończy się tym samym dwumiesięczna, sudańska przygoda – etapy IV i V sztafety śladami Kazika: Z Nowakiem w pustyni i w puszczy. To jednak nie koniec naszego nadawania w AfrykaNowaka.pl – w związku z delikatnym poślizgiem kolejnej ekipy, jako etap V i pół – Bananarama, będziemy pedałować przez Ugandę aż pod Ruwenzori.