„Aresztujmy papieża!” Tego jeszcze nie było. A wydawało się, że dotychczasowe ataki na Benedykta XVI są już zdecydowanie za daleko posunięte.
Patrząc teraz na słowa, jakich użył Benedykt XVI w homilii inaugurującej Jego pontyfikat, widzimy je bardziej zrozumiałymi. Zauważamy, że to subtelne nawiązanie do jakże wymownego ewangelicznego obrazu pasterza zostającego przy owcach nie było tylko metaforycznym nazwaniem ogółu wyzwań i niebezpieczeństw czekających nowego Papieża, ale – śmiem podejrzewać – kryła się za tym sformułowaniem cała historia Josepha Ratzingera, historia od początku nacechowana konfrontacją z wielorakimi zagrożeniami. Życie w ciągłym praktycznie pytaniu: „uciec czy nie uciec?”, oraz wybieranie stale tej drugiej opcji wyrobiło u Bawarczyka cnotę wytrwałej, kochającej obecności przy swoich wiernych. Dał temu wyraz również w innym miejscu pierwszej papieskiej homilii, gdy powiedział: „Módlcie się za mnie, abym się nauczył bardziej miłować Jego trzodę - ciebie, Kościele święty, każdego z was z osobna i wszystkich razem”. To Jego własne życie kierowane Bożą Opatrznością nauczyło go tej metafory. Ale nie tylko. Czyż tak światły człowiek nie czuł, że kierując Kościołem u progu nowego tysiąclecia, gdzie ludzie coraz rzadziej szanują autorytety moralne, nie będzie miał już tego majestatu jakim cieszyli się jego Poprzednicy? Z pewnością zdawał sobie sprawę, że era niesionych na lektykach, wachlowanych potężnymi jedwabnymi skrzydłami papieży już bezpowrotnie minęła. Już nie przebogata tiara, już nie dwa miecze podwójnej władzy, ale pokorna biskupia mitra, krzyż na piersiach i pierścień rybaka. Tylko tyle ma. I jeszcze tę obietnicę, że Bóg będzie z nim, i jeśli trzeba podszepnie nieomylnie co należy orzec. Wiedział jednak zapewne, że o ile Jana Pawła krytykowano jeszcze raczej jedynie w kuluarach, to Jego będą atakować otwarcie. 19 kwietnia 2005 roku Władca tego świata się wściekł. Benedykt czuł te obleśnie sapiące nozdrza na plecach. Dlatego prosił o modlitwę.
Jakie wilki obległy przed pięciu laty Piazza San Pietro? Jakiego typu to bestie? Z pewnością szczeniaki urodzone za pontyfikatu Jana Pawła II stały się teraz już wodzami watahy. Tymi najgorszymi wilkami trzeba nazwać z całą pewnością diaboliczny ruch contra-life, sięgający skali międzynarodowej, cwany, bezczelny i zadomowiony w polityce najwyższych szczebli. Wielka inicjatywa anty-ludnościowa prowadzona przez Stany Zjednoczone względem krajów trzeciego świata, która za Jana Pawła rozkręcała się, teraz stała się oficjalna. Musiał zająć stanowisko, musiał zdemaskować szatański proceder wciskania czarnej ludności prezerwatyw jako lekarstwa na wszystkie bolączki. Musiał zdemaskować fakt, że z pomocą humanitarną nie ma to nic wspólnego gdyż nie prezerwatywy uchronią przed AIDS świat, ale nawrócenie i gruntowna metanoia moralności. Publicystyka światowa prawie dusiła się własnym gniewem. „Zacofany”, „stopper postępu”, chory konserwatysta” A wilk nad wilkami z tyłu pociągał za sznureczki… Wcześniej – przypomnijmy sobie – wykład Papieża w Ratyzbonie. Powiedział jasno o historii Islamu. Walczono w niej w imię Allacha mieczem… Z resztę nie inaczej było w historii chrześcijaństwa… Nic nowego. O co więc tyle szumu? Ileż krytyki… Dziwne…? Nie. Inteligentne. Na miarę ojca kłamstwa. Zdyskredytować. Ośmieszyć. Sprowadzić do parteru. Oklepana diabelska taktyka. Zdemaskowana już w księdze Genesis. Ale do dziś, widać, bardzo skuteczna. W końcu kolejne bardzo głośne podkopanie autorytetu Najwyższego Pasterza. Sprawa zdjęcia ekskomuniki z biskupów-schizmatyków. „Poparł Williamsona! Neguje holocaust!” „Jak mógł nie wiedzieć? To już w Watykanie nie mają Internetu? – grzmiały głosy możnych tego świata. Na siwą Głowę posypały się gromy. Co musiał wtedy czuć, skoro w swym liście wyjaśniającym napisał ze smutkiem: "Byłem zasmucony faktem, że także katolicy, którzy w gruncie rzeczy powinni lepiej wiedzieć, jaki jest stan rzeczy, pomyśleli o tym, że muszą mnie ugodzić z wrogością gotową do ataku". Wilki weszły już między owce. Nie uciekł. Został. Bronił. Zły już nie wie czego się chwytać. Czyż za lucyferowe macki nie można uznać Dawkinsa i Hitchensa, którzy ostatnio w związku z aferą pedofilską upadłych księży zapragnęli szlachetnie ukarać za to papieża? Pomysł aresztowania Ojca Świętego doprawdy zdumiewa, a jednak są już prawnicy, którzy nie śpią w nocy, aby rozwikłać zagadkę dotyczącą tego, jak praktycznie to zrobić. Czy to już szczyt ujadania Wilka przez wielkie „W”? Jakże wielką wymowę miał incydent mający miejsce podczas ostatniej Pasterki na Watykanie. Kiedy na oczach kamer i aparatów Benedykt padł na posadzkę Bazyliki Piotrowej, Jego przeciwnicy kwiczeli pewnie z uciechy. Na próżno. Namiestnik podniósł się i spokojnie szedł dalej. To właśnie teraz robi znów. Podnosi się spod ciosów, wstaje i idzie dalej. Robi swoje. Nieprzejednany. To tak, jak z grą na Jego ulubionym fortepianie. Trudna to sztuka, łatwo w tym wieku o błędy palców. Ale muzyka płynie…
Zagrożenia, które nękają świat za pontyfikatu Benedykta można by mnożyć. Obok szerzącego się relatywizmu moralnego można jeszcze wymienić wszędobylską już ideologię New Age, odrzucenie prawa naturalnego, coraz bardziej agresywną ideologię homoseksualną i proaborcyjną. Wszystko to jest produktem dzisiejszego świata, wszystko to okrąża Kościół jako Lud Boży, przenika Go, przesiąka w głąb świadomości wierzących, przekonuje ich i pociąga. Wataha wilków właśnie teraz jest w natarciu. Cichutkim i słabo widocznym. To iście szatańskie podejście. Wielkie i trudne wyznaczył Bóg zadanie słabnącemu już białemu starcowi. Wypatrywać wilków w owczej skórze, bronić Kościół przed nimi, ostrzegać, demaskować, nazywać zło po imieniu. Zło tak trudne dziś do wychwycenia i odpowiedniego nazwania.
Jak to brzmiało? „Psy szczekają a karawana jedzie dalej”. Można by zmodyfikować to powiedzenie i rzec: „Wilki wyją i ujadają, a Chrystusowa trzoda idzie dalej ku Niebu”. Strach jednak myśleć, ile niewinnych serc owo szczekanie odwiedzie od wiary lub umiłowania Kościoła. Na pewno i nad tym rozważa Benedykt wpatrzony wieczorami w italijskie niebo. A w Jego uszach brzmi wciąż na nowo delikatny, pokrzepiający szept Pana: „…a bramy piekielne Go nie przemogą”. Tu es Petrus…
Michał Koźlik - student IV roku Teologii na Uniwersytecie Śląskim. Był redaktorem "Naszej Myśli", publikował w portalach Jezus.com.pl, Opoka.tv. Obecnie jest Z-cą Redaktora Naczelnego internetowego Radia Mysłowice.FM, autorem audycji religijnej "W rytmach wiary". Współpracownik Wiara.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.