Z wyżyn teoretycznych rozważań może widać więcej, ale za to umykają szczegóły.
Głośniej mówi się ostatnio o klerykalizmie w Kościele. Tropi się jego różnorodne przejawy i wieszczy, że taki Kościół nie przetrwa, że trzeba zmian. Ha, może i trzeba. Nawet jednak pomijając podstawową prawdę, że Kościół to nie sprawa czysto ludzka, a przede wszystkim Boga, Ducha Świętego, pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie co, kto i jak powinien/powinno się zmienić. Bo... tkwi w szczegółach. Anioł w tym wypadku :) Temat to szeroki jak zagadnienie dopływów Amazonki, ale może w niektóre z tych meandrów zajrzyjmy :)
Ot, samo pojęcie klerykalizmu. Gdy trzymać się jego znaczenia słownikowego, oznacza zjawisko instytucjonalnego wpływu duchowieństwa na życie społeczne, polityczne. Może jestem ślepy, ale ja takiego dążenia nie widzę. Owszem, księża chcą zyskać „rząd dusz” – chodzi o to, by wszystkiemu i wszystkim dać światło Ewangelii. Jak wielu ludzi często chcą też coś znaczyć, chcą, żeby ich słuchano w każdej sprawie, także w kwestiach politycznych. Ale na pewno dążenie do uzyskania na Polaków wpływu instytucjonalnego, jeśli w ogóle występuje, to rzadko. Większość księży utopionych jest zresztą w duszpasterstwie po uszy, a gdy są proboszczami – dodatkowo jeszcze zalewają ich troski związane z administracją i utrzymaniem kościelnych budynków. A że prawo kanoniczne zakazuje im kandydowania w wyborach, o instytucjonalnym wpływie na społeczeństwo mogą co najwyżej czasem pomarzyć.
Już słyszę pomruki, że przecież nie chodzi o tak rozumiany klerykalizm, ale o to, że księża za dużo mają w Kościele do powiedzenia, a świeckich spycha się na margines. Że w Kościele Jezusa istnieje – mówiąc obrazowo – podział na pasterzy i barany. Rozumiem, nie będę czepiał się używania pojęcia „klerykalizm”. Uczciwie się sprawom przyglądając nie widzę też jednak jakoś specjalnie, by księża zawłaszczali Kościół dla siebie. Takie podejście jest raczej marginesem.
Zauważę przekornie, że biskupi, księża, od tego są, by zgodnie z przyjętymi zasadami Kościołowi przewodzić. Nie byłoby dobrze dla nas wszystkich, gdyby to zadanie lekceważyli, a pasterzowanie oddali np. niektórym katolickim publicystom, zwłaszcza facebookowym i twitterowym. Może mi się konkretny sposób realizacji tej misji nie podobać, ale taka właśnie jest zasada. Biskupi, kapłani mają być duszpasterzami. I nieraz w realizacji tej funkcji dwoją się i troją, nie bardzo znajdując wsparcie wśród często zdystansowanych wobec takich wyzwań świeckich.
Myślę, że przesadzony jest też stawiany czasem zarzut, jakoby duchowni za bardzo byli skoncentrowani na sobie. Proszę zauważyć, że można go postawić każdej grupie zawodowej. Artystom, prawnikom, nauczycielom, lekarzom, pielęgniarkom, a nawet bibliotekarzom i górnikom. Czy księża są na swoich sprawach skoncentrowani bardziej niż przedstawiciele tych grup zawodowych? Czy występuje u nich większa niż u innych „branżowa solidarność”, także w ukrywaniu jakichś nieprawidłowości? Śmiem wątpić. Warto przy tym pamiętać, że księża bardziej niż jakakolwiek grupa zawodowa zobowiązani są do trzymania w tajemnicy prawdy o ludzkich grzechach. Wydaje mi się, że choćby z tego względu warto z wyrozumiałością spojrzeć na to, że czasem z rozpędu podobną postawę przyjmują tam, gdzie należałoby jednak jakoś zareagować, a nie zaraz oskarżać, że zawsze zamiatają pod dywan.
Daleki byłbym też od twierdzenia, że księża są wobec świeckich wyniośli, że czują się lepsi. Kto jest, ten jest, ale generalnie takiego zjawiska nie obserwuję. A na pewno sporą część różnych sytuacji, które można by tak widzieć, daje się choć częściowo usprawiedliwić pełnionymi przez nich rolami. Przecież każdy szef robiący nie tak jak ja chcę, naraża się na podobny zarzut, prawda? Jako złośliwiec myślę zresztą, że w pewnej mierze za to wynoszenie się niektórych księży ponad innych odpowiedzialni jesteśmy my, świeccy. Często już kleryków pierwszego roku niektórzy traktują z demoralizującą wręcz atencją. Potem jest podobnie: ksiądz na autorytet nie musi pracować, ksiądz już na dzień dobry go ma. Nawet „ksiądz kleryk” trzeciego roku seminarium. Kadzidło idzie w ruch przy każdej okazji. Z wyjątkiem spięć oczywiście. Świecki natomiast na jakimś „kościelnym” stanowisku – ot, katecheta, redaktor w Wiara.pl – to dziwadło, które najpewniej na niczym się nie zna, tylko dla kasy udaje. Choćby przepracował już na tym polu dwadzieścia lat. To – zaznaczam raz jeszcze – nie podejście księży do pracujących dla Kościoła świeckich. To postawa sporej części samych świeckich.
Jeśli w czymś ma linii duchowni–świeccy widzę problem, to w pełnieniu przez księży funkcji, które nie wymagają święceń, a przez to „zajmowanie ich” świeckim. Ale to w większej mierze niż panoszenia się duchownych problem niewiary, że świeccy mogą w Kościele coś dobrze i odpowiedzialnie zrobić. Doświadczenia z tym bywają różne. Nade wszystko zaś to raczej problem marnowania danych przez Boga Kościołowi kapłańskich powołań. Warto by go przemyśleć, tyle że to już raczej temat na inną okazję.
Warto by też – równie subiektywnie i złośliwie – przyjrzeć się też temu, jak my, świeccy funkcjonujemy w Kościele. To już w następnym komentarzu :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.