Z powodu braku znamion przestępstwa warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie wykrycia dopingu u Kornelii Marek - zdyskwalifikowanej biegaczki narciarskiej, uczestniczki igrzysk olimpijskich w Vancouver.
O takiej decyzji Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście poinformowała PAP w poniedziałek rzeczniczk stołecznej Prokuratury Okręgowej Monika Lewandowska.
Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył na początku kwietnia krajowy konsultant do spraw rehabilitacji prof. Marek Krasucki. Postępowanie miało wyjaśnić, czy doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Marek - za co grozi do 3 lat więzienia oraz czy osoba, która podała zawodniczce erytropoetynę (EPO), miała uprawnienia lekarskie.
Środek ten został wykryty u Marek w wyniku testu przeprowadzonego w czasie igrzysk w Vancouver. Polski Związek Narciarski nałożył na zawodniczkę dwuletnią dyskwalifikację.
"Prokurator ustalił, że fizjoterapeuta, który podał środek zawodniczce, miał stosowne uprawnienia w postaci dyplomu lekarskiego" - powiedziała Lewandowska. Dodała, że prokurator nie badał, czy podany Marek środek był na liście medykamentów zakazanych w profesjonalnym sporcie.
"Według prokuratury, z treści zawiadomienia nie wynika, że pani Kornelia Marek została narażona na realne, konkretne i natychmiastowe niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu" - dodała rzeczniczka prokuratury.
Decyzja, która zapadła w poniedziałek, jest nieprawomocna. Jedyną osobą, która może się od niej odwołać, jest sama Kornelia Marek, która w tym postępowaniu ma status pokrzywdzonej. Nie wiadomo, czy zechce skorzystać z tego prawa.
Pod koniec kwietnia Międzynarodowy Komitet Olimpijski potwierdził oficjalnie złamanie przepisów antydopingowych przez polską biegaczkę i zweryfikował wyniki wszystkich zawodów z jej udziałem w igrzyskach w Vancouver.
MKOl skierował dokumenty w tej sprawie do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), która podejmie decyzję o długości dyskwalifikacji Polki.
MKOl ujawnił szczegółowy raport dotyczący Marek. Wyczytać można z niego, że zawodniczka została poproszona na badanie 25 lutego około 13.30 - natychmiast po występie sztafety 4x5 km (szóste miejsce). 4 marca MKOl został poinformowany przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) o nieprawidłowościach wykrytych w próbce moczu - śladach stosowania EPO. Natychmiast powiadomiony o sprawie został przewodniczący Komitetu Jacques Rogge.
Sprawą Marek zajęła się trzyosobowa komisja w składzie Thomas Bach (wiceprzewodniczący MKOl), Denis Oswald i Frank Fredericks. 8 marca o wynikach testu dowiedziała się zawodniczka, przedstawiciele PKOl oraz FIS. Cztery dni później, na żądanie Polki, w laboratorium w Richmond rozpoczęła się analiza próbki B. Potwierdziła ona obecność w jej organizmie niedozwolonej substancji - erytropoetyny (EPO).
Polka zrezygnowała z możliwości osobistego wyjaśnienia sprawy. Przesłała do MKOl pisemne oświadczenie, w którym przyznała, że przed i w trakcie igrzysk przyjmowała zastrzyki. Zaznaczyła, że wykonywał je terapeuta Witalij Trypolski i to on mógł podać jej zabronione środki. Sama była przekonana, że są to legalne substancje. Nie przyznając się do winy Marek jednocześnie zapewniła, że jest świadoma konsekwencji, jakie mogą ją spotkać i akceptuje je.
Komisja uznała Marek winną złamania przepisów antydopingowych. Szczególnie zwrócono uwagę, na fakt, że zawodniczka nie próbowała ustalić, jakie środki jej podawano, a przyznała, że brała zastrzyki. Na tej mocy unieważniono wszystkie wyniki jej startów w Vancouver.
Był to jedyny przypadek stosowania dopingu wykryty na tegorocznej olimpiadzie. Nie czekając na decyzję FIS, specjalna Komisja Dyscyplinarna Polskiego Związku Narciarskiego (PZN) zdyskwalifikowała ją na dwa lata.
Kara dotknęła również inne zawodniczki ze sztafety - PKOl musi niezwłocznie zwrócić dyplomy otrzymane przez Justynę Kowalczyk, Paulinę Maciuszek i Sylwię Jaśkowiec za występ w sztafecie.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.
Mieszkańców Ukrainy czeka trudna zima - stwierdził Franciszek.
W III kw. br. 24 spółki giełdowe pozostające pod kontrolą Skarbu Państwa zarobiły tylko 7,4 mld zł.
Uroczyste przekazanie odbędzie się w katedrze pw. Świętego Marcina w Spiskiej Kapitule na Słowacji.