W Belgii na oczach mediów rozgrywa się kolejny dramat cywilizacji śmierci. Od siedmiu miesięcy o eutanazję ubiega się tam cierpiąca na depresję 23-letnia Kelly z uniwersyteckiego miasta Leuven. Jej historia przypomina przypadek 17-letniej Noe Pothoven z sąsiedniej Holandii, która w maju tego roku skorzystała z prawa do eutanazji.
Dolegliwości młodej Holenderki wiązały się z doświadczeniem gwałtu. Flamandka Kelly jest ładna, ma rodzinę i narzeczonego. Cierpi na paraliżującą nieśmiałość. "Kiedy patrzę w lustro, widzę potwora" – opowiada dziennikarzom. I jak wielu młodych w jej wieku twierdzi, że po prostu się sobie nie podoba.
O możliwości, które oferuje eutanazyjne prawo w Belgii, poinformował ją psycholog. Na eutanazję czeka już siedem miesięcy, bo aby śmiertelny zabieg został wykonany, potrzebna jest pozytywna opinia dwóch psychiatrów i lekarza ogólnego. Jej rodzice i rodzeństwo, w tym siostra bliźniaczka, dowiedzieli się o całej sprawie dopiero kilka dni temu.
Przypadek Kelly budzi w Belgii zrozumiałe kontrowersje. Z powodów psychicznych jest wykonywanych w tym kraju 2,4 proc. wszystkich eutanazji. Statystycznie co trzecia osoba, która wnioskuje o wspomagane samobójstwo ze względu na cierpienie psychiczne, otrzymuje aprobatę psychiatrów.
Przypadek Kelly budzi kontrowersje, bo przedostał się do mediów. W pełnym świetle ukazuje on zwyrodnienie państwa, które zamiast podać cierpiącym pomocą dłoń, oferuje im pomoc w samobójstwie. Przypomnijmy, że kiedy pół roku temu w Holandii uśmiercono 17-letnią Noę, papież Franciszek zareagował na jej zgon tymi słowami: „Eutanazja i wspomagane samobójstwo są porażką wszystkich. Odpowiedź, do której jesteśmy wezwani, to nieporzucanie nigdy tych, którzy cierpią; nie poddanie się, ale objęcie troską i miłością, by przywrócić nadzieję”.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.