Komary tną jak diabli. Powodzianie z sąsiadujących Kaniówka Dankowskiego (Śląskie) i Jawiszowic (Małopolskie) już się do nich przyzwyczaili. Nie widzą ich, mają ważniejsze rzeczy na głowie. Trwa odbudowa po powodzi. Końca nie widać.
Maj 2010
Woda uderzyła z całą mocą. Po śląskiej stronie wał wytrzymał. Niedawno został gruntownie zmodernizowany i podwyższony. Solidna robota! W Małopolsce jest znacznie gorzej i to tu powstała 30-metrowa wyrwa. Woda miejscami była głęboka na cztery metry. Po pierwszej fali, gdy ludzie zdołali zobaczyć, jak ogromne są szkody i zabrać się do porządków, przyszła druga.
Rolnik z Jawiszowic Władysław Gębala hodował przed powodzią około 80 świń. Teraz ma ich ledwie 40. "Zalało mi 11 hektarów zboża na paszę. Woda sięgała pod okno, z metr dwadzieścia. Musiałem oddać do rzeźni część świń, bo nie miałbym ich czym wykarmić. Ceny poszły do góry" - powiedział.
Gębala wiosną dwukrotnie ewakuował zwierzęta. Dwie przerażone świnie złamały tylne nogi, gdy wpędzano je na przyczepy. "Żaden weterynarz nie da już pieczątki. Zwierzę jest ranne, nie wiadomo, czy nie wdało się jakieś zakażenie. Trzeba było ubić; tylko psy skorzystały" - mówił.
Dom Stefana Sojki jest piętrowy. Stanowi jedną bryłę z niewielką stodółką, w której gospodarz trzyma kozy. Gdy ktoś nadchodzi, wystawiają łby i przyglądają się. "Jak przyszła woda, to wszystko zabrało. Popłynęły buty, ubrania, nawet kredens. Piec i zamrażarka zniszczone. Kury mi potopiło; z piętnastu, które miałem, zostały cztery. Nawet koty się potopiły. Teraz myszy i szczury harcują nocami. Muszę pojechać do schroniska dla zwierząt w Bielsku i wziąć koty. Inaczej resztę zboża stracę. Nocą tylko chrupanie słychać" - powiedział.
Kozy wielką wodę przeczekały na strychu. Gospodarz przeniósł je na wał, gdzie pasły się na dziko. Sojka trafił do bloków w Brzeszczach. "Byłem trochę w tych blokach, ale to nie jest życie. Powiesz coś głośniej i już cię uciszają. Chcesz spać, a tu ktoś muzyki głośno słucha. Wolę tu, na swoim, choć to ruina. Mam 76 lat. Starych drzew się nie przesadza" - powiedział.
Wał
Okolicę przed wodą z Wisły ochrania wał. Budowali go sto lat temu Austriacy. Zaniedbania wielu dziesięcioleci sprawiły, że ludzie drżą teraz niemal przy każdym deszczu. Ostatnio, z początkiem września, brakowało może 20 centymetrów, by rzeka przelała. Kilka rodzin siedziało na walizkach. Władysław Gębala po raz trzeci wywoził świnie.
Dziura w wale, która powstała w maju, została zasypana. "Tu trzeba podwyższyć wał" - nie ma wątpliwości Gębala. W Śląskiem już to zrobiono. Co z tego, skoro kilkaset metrów dalej jest inaczej. Stefan Sojka złości się: "Chyba trzeba z siekierami pójść na nich, albo co? Jak woda idzie, to dają worki, a jak opada, to już ich nie ma. W Małopolsce wał jest o półtora metra niższy."
Marek Dziewiątka z Jawiszowic: "Tydzień temu lało. Znów zaczęło targać wałami. Jeśli nie zrobią tu porządnych wałów, to ludzie zwyczajnie sfiksują. Ileż można czekać, patrzeć w niebo i zastanawiać się, czy znów nas zaleje, czy nie?"
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.