Mają pogruchotane życie przez tych, którzy powinni byli je chronić. W Nierodzimiu próbują je poskładać. Wracają do życia. Dosłownie
Pod górę
Tymczasem dzieci, które tu przychodzą, nie są przyzwyczajone do przestrzegania jakichkolwiek zasad, nawet najprostszych. Praca z nimi rozpoczyna się od kwestii utrzymania higieny osobistej. Uczą się, że trzeba myć ręce po wyjściu z toalety, a rano i wieczorem się umyć. Tu nic nie jest oczywiste. Woda pod prysznicem może się lać, a dziewczyna stoi obok i tylko udaje, że się myje. Trzeba dokładnie kontrolować, czy jest czysta, czy się przebrała, zmieniła bieliznę, skarpetki. Aż wreszcie zaskoczy, że robi to dla siebie. Pierwszy krok za nią. Potem uczy się utrzymania porządku wokół siebie. Codziennie musi posprzątać swój pokój. Poukładać rzeczy w szafie. Raz w tygodniu ma dyżur prania. W ośrodku jest pralka „Frania”. Był kiedyś automat, ale nie zdał egzaminu. Przed przyjściem do ośrodka dziewczyny nie prały ubrań. Kiedy coś już nie nadawało się do użytku, wyrzucały to i szły po nowe rzeczy. Czasem dostawały, czasem ukradły. Łatwo przyszło, łatwo poszło. W ośrodku wpadały w drugą skrajność. W automacie prały na okrągło. Każda miała mnóstwo ciuchów, ale po praniu nie było wiadomo, co jest czyje. Stąd system prania we „Frani”. Trzeba w to włożyć więcej wysiłku, a to uczy szacunku dla swoich rzeczy i pracy. Uczą się też dzięki temu segregowania ubrań na te, w których chodzi się do szkoły, do kościoła i w domu. Przed przyjściem do ośrodka taki podział bywał abstrakcją. Potrafiły cały dzień nosić jedno ubranie, potem położyć się w tym do łóżka, rano wstać, wyjść i tak na okrągło.
Jan Drzymała Ośrodek w Nierodzimiu to wyjście awaryjne dla nastolatek z rodzin dotkniętych problemem alkoholowym Kolejny krok to utrzymanie porządku wokół siebie, w miejscu, w którym się mieszka. Codziennie po powrocie ze szkoły dziewczyny mają wyznaczone dyżury i sprzątają dom. Ośrodek lśni dzięki ich pracy. Starsze dziewczyny dbają, żeby młodsze nie bałaganiły. Wiedzą, jaki trud trzeba włożyć w utrzymanie czystości i nie pozwalają tego lekceważyć. Wyrabiają w sobie dobre nawyki, jakich nie miały szans wynieść z domu.
Teren wokół ośrodka jest spory. Jest ogród, kwiaty, drzewka. Tym wszystkim także się zajmują. Jeśli któraś złapie bakcyla, sama zaczyna hodować rośliny, dba o nie. Jednak praca w ogrodzie dla dzieci z miasta jest najtrudniejsza.
Wieczorami, po czasie przewidzianym na naukę kilka dziewczyn pod okiem wychowawczyni przygotowuje kolację. To także element wychowywania do samodzielnego życia. W weekendy gotują obiady i same szykują śniadania. Lubią piec, więc często z kuchni unosi się zapach... czasem ciasta, czasem czegoś, co miało być ciastem. Raz jest lepiej raz gorzej. Rzecz w tym, żeby oswoić się z kuchnią.
Dzień kończy przygotowywana przez dziewczyny wspólna modlitwa. Religia jest ważnym elementem w życiu ośrodka. Kadra jest katolicka. Ośrodek tego nie ukrywa. Przyjmie każde dziecko, które potrzebuje pomocy, ale z katolickiego programu nie rezygnuje. W każdą niedzielę dziewczyny idą z wychowawczyniami na Mszę świętą. Obowiązkowe są też Msze w pierwsze piątki miesiąca i Msze szkolne. Raz na dwa tygodnie na weekend do ośrodka przyjeżdża ksiądz. Jest czas na indywidualną rozmowę i spowiedź świętą. Obecność księdza jest ważna także dla wychowawców: w trudnych momentach, kryzysach, załamaniach, kiedy ogrom nieszczęścia, z jakim się tu spotykają zaczyna przytłaczać, przerastać. Wypalenie może przyjść w każdej chwili. Z jednej strony nie da się przeżywać osobiście każdego nieszczęścia i nie zwariować. Z drugiej, nie można utrzymywać dystansu, bo nie uda się stworzyć relacji i zdobyć zaufania dzieci. Praca w ośrodku jest balansowaniem na bardzo cienkiej granicy. Zwłaszcza w początkowym okresie nie dostaje się w zamian nic, prócz gradu obelg.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.