Amerykańskie ministerstwo obrony poinformowało we wtorek, że jest zbyt wcześnie, by mówić o sposobach powstrzymania przez amerykańską armię Korei Północnej przed kolejnym ewentualnym atakiem na Koreę Południową.
Jak oświadczył rzecznik Pentagonu Dave Lapan, żadne dodatkowe posiłki wojskowe nie zostaną przesunięte w obszar regionu w następstwie wtorkowego ataku artylerii Korei Północnej na południowokoreańską wyspę Yeonpyeong.
"Ciągle monitorujemy sytuację i rozmawiamy z naszymi sojusznikami. Nie powiedziałbym jednak, że jakieś działania zostały podjęte w rezultacie incydentu" - dodał Lapan.
Rzecznik odmówił komentarza, czy amerykańskie siły w Korei Południowej zostały postawione w stan pogotowia.
Po obu stronach szerokiej na 4 km i długiej na 245 km granicy między obiema Koreami stacjonuje około dwóch milionów żołnierzy, w tym około 28 tys. z USA.
We wtorek Korea Płd. odpowiedziała na północnokoreański atak ogniem i wysłała w okolice wyspy swoje myśliwce. W wyniku ostrzału zginęło co najmniej dwóch południowokoreańskich żołnierzy, a 12 zostało rannych; stan dwóch z nich jest poważny. W płomieniach stanęło kilkadziesiąt budynków. Według agencji Reutera, jest to najpoważniejszy atak Północy od zakończenia wojny koreańskiej w 1953 roku.
Praktycznie do zamrożenia stosunków między sąsiadami doprowadziło zatopienie w marcu br. południowokoreańskiego okrętu Cheonan, o które Seul oskarża Północ. 46 marynarzy wówczas zginęło. Phenian odrzuca te oskarżenia.
Obie Koree wciąż oficjalnie pozostają w stanie wojny, ponieważ w 1953 roku, po zakończeniu 3-letniej wojny koreańskiej, podpisano jedynie rozejm.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.