Mimo dzielących nas różnic chcemy reprezentować to, co nas jednoczy – mówił 17 stycznia w Lublinie arcybiskup Józef Życiński podczas obchodów Dnia Judaizmu w Kościele katolickim. Gość uroczystości, ksiądz Grzegorz Pawłowski, kapłan żydowskiego pochodzenia, otrzymał oficjalnie godność infułata.
Kapłan archidiecezji lubelskiej, który od 40 lat pracuje w Izraelu, mówi o sobie, że ma dwie narodowości: jest i Żydem, i Polakiem.
Spotkanie z ks. Pawłowskim było częścią obchodów XIV Dnia Judaizmu w Lublinie, które odbyły się w Wyższym Seminarium Duchownym. Rozpoczęło je nabożeństwo pod przewodnictwem abp. Józefa Życińskiego. W modlitwie uczestniczyli też biskupi pomocniczy Artur Miziński i Mieczysław Cisło, przewodniczący Komitetu Konferencji Episkopatu Polski ds. Judaizmu, przedstawiciele środowisk żydowskich z Lublina i neokatechumenatu, a także rektor KUL ks. prof. Stanisław Wilk. Aula seminaryjna była zapełniona słuchaczami.
– Dzień Judaizmu jest przede wszystkim potrzebny nam chrześcijanom, byśmy głęboko uświadomili sobie, że kto spotyka Jezusa, ten spotyka judaizm, jak uczył nas Jan Paweł II – przypomniał na początku spotkania prorektor seminarium, ks. Alfred Wierzbicki.
Abp Życiński podkreślił sens takich „niepragmatycznych” spotkań, nawiązując do zaproszenia Benedykta XVI na spotkanie do Asyżu. Zauważył, że na łamach jednej z polskich gazet ukazały się „słowa ubolewania, że po co przedstawiciele różnych religii mają się modlić o pokój, skoro zależy to od polityków”.
– Spotkania przedstawicieli różnych wyznań w komentarzu polskiego dziennikarza nie mają sensu, bo spotykać się można wtedy, gdy podziela się identyczne poglądy i wyznania. Ta teza jest zaskakująca, gdybyśmy mieli spotykać się wtedy tylko, gdy jesteśmy identyczni, wtedy bylibyśmy pustelnikami – mówił abp Życiński. – Całe bogactwo dialogu i międzyludzkich spotkań przejawia się w tym, że nie szukamy narcystycznie odbicia swojej twarzy w bliźnim, i mimo dzielących nas różnic, chcemy reprezentować to, co nas jednoczy – tłumaczył.
Stwierdził, że trzeba „wyzwolić się z mentalności pragmatyków, którzy jechaliby do Asyżu, jeśli przyniosłoby to natychmiastowy pokój”. – Musimy patrzeć w sposób wolny od pragmatyzmu, doceniając rolę modlitwy, tych niepragmatycznych więzi, które dają nam poczucie braterstwa – stwierdził abp Życiński.
Po nabożeństwie metropolita odczytał papieski dokument podpisany przez sekretarza stanu kard. Tarcisio Bertone, a skierowany do ks. Pawłowskiego. Dokument ogłasza kapłana protonotariuszem apostolskim, czyli infułatem i upoważnia do otrzymania wszystkich przewidzianych przywilejów, honorów i uprawnień.
Ks. Pawłowski otrzymał od metropolity krzyż i infułę. - Krzyż ma szczególną wartość dla dialogu międzyreligijnego, bo otrzymałem go od ekumenicznego patriarchy Konstantynopola Bartłomieja – zauważył abp Życiński. Dodał, że wśród wielu znanych sobie infułatów nie spotkał nigdy nikogo, kto byłby żydowskiego pochodzenia.
Ks. Pawłowski wyjechał do Izraela w 1970 r. W rozmowie z dziennikarzami zaznaczał, że nie było to spowodowane złym traktowaniem go jako księdza żydowskiego pochodzenia. – Mnie było bardzo dobrze w Polsce, byłem w pięciu parafiach, ludzie byli wspaniali. Mogłem żyć tak jak inni, znałem księdza, który był Żydem, nie chciał tego ujawnić, ale wszyscy o tym wiedzieli. Ja czułem się źle, nie rozumiałem, dlaczego mam się zapierać tragicznie zmarłych rodziców? Dlatego ogłosiłem w 1966 r. w „Tygodniku Powszechnym” artykuł i stałem się wolny – opowiadał. Dodał, że w czasie gomułkowskiej nagonki na Żydów nikt nie przeszkadzał mu w pracy. – Wyjechałem nie dlatego, że było mi źle, ale dlatego, że to było powołanie. Jechałem wbrew własnej woli, wyjeżdżając z Polski płakałem, ale to był mus, jak u Jonasza. Miałem ten głos Boży – wspominał.
W Izraelu ks. Pawłowski pracował z Polonią izraelską, rodzinami mieszanymi, m.in. polsko-żydowskimi. Zaczął prowadzić duszpasterstwo polskie w kościele św. Piotra nad morzem w Hajfie. - Organizowałem tam wszystko. Zacząłem uczyć religii, po hebrajsku. Uczyłem się sam, prowadziłem religię, dojeżdżałem do dzieci do domów, bo dla nich odległości były zbyt wielkie – opowiada.
Szczególnie intensywnie duszpasterstwo Polaków rozwinęło się po 1986 r., kiedy zostało otworzone przedstawicielstwo polskie. Dla masowo napływających Polaków ks. Pawłowski rozbudował swoje działania, pomagał w znalezieniu pracy, otworzył bibliotekę, organizował Wigilię, tradycyjne nabożeństwa i pielgrzymki. Kiedy było trzeba – nocował w swoim mieszkaniu bezdomnych Polaków. Tak jest zresztą do dziś.
Ks. Pawłowski zauważa, że dzięki swej podwójnej narodowości jest człowiekiem ubogaconym, choć formalnie w Izraelu nie jest uznawany za Żyda, a w dowodzie osobistym w rubryce „narodowość” ma kreskę. - Kiedyś, gdy wracałem ze mszy św., podbiegł do mnie Żyd z synagogi, że brakuje mu jednego do modlitwy, więc poszedłem się z nimi modlić. Są pewne rzeczy żydowskie, które mogę wprowadzić do mego życia w Kościele, np. w Jom Kipur poszczę jak Żydzi – opowiadał.
– Polaków nie uważam za antysemitów, mówiąc szczerze, nie widziałem jeszcze Polaka antysemity, zawsze jestem otoczony dobrymi Polakami, okazują mi dużo serca – mówił ks. Pawłowski. – Moja ojczyzna to Polska, nigdy źle o Polakach nie mówiłem i nie będę mówił – dodał.
W czasie spotkania mówił także o swoim wojennym dzieciństwie, o tym, jak pasł krowy u różnych polskich gospodarzy i o tym, jak fałszywa metryka chrztu, którą dostał od starszego kolegi żydowskiego, uratowała mu życie. Znajomi Polacy powiedzieli mu, jak się nazywa, bo nie umiał czytać po polsku.
Ks. Grzegorz Pawłowski pochodzi z religijnej żydowskiej rodziny, która przed wojną mieszkała w Zamościu. W czasie okupacji prawie cala jego rodzina zginęła. Po wojnie znalazł się w Tomaszowie Lubelskim, trafił do PCK, stamtąd do sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Poszedł do szkoły. Przed przystąpieniem do I komunii świętej został warunkowo ochrzczony, nie przyznał się, że jest Żydem. Po maturze poszedł do seminarium. W 1958 r. został księdzem.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.