Reklama

USA: wsparcie Egiptu kosztuje

Presja wywierana przez Waszyngton na egipskiego prezydenta Hosni Mubaraka, aby ustąpił ze stanowiska, popsuła stosunki USA z zaprzyjaźnionymi państwami arabskimi - zwraca uwagę "Wall Street Journal".

Reklama

"Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie obawiają się, że administracja USA otwiera w ten sposób drzwi dla ugrupowań islamistycznych, umożliwiając im zdobycie wpływów i zdestabilizowanie regionu" - pisze konserwatywny dziennik w piątek.

Oba te kraje wysłały w tych dniach depesze z wyrazami solidarności dla Mubaraka i jego wiceprezydenta Omara Suleimana, długoletniego szefa egipskiego wywiadu.

"Poparcie krajów arabskich uspokoiło trochę Mubaraka, który ogłosił, że nie weźmie udziału we wrześniowych wyborach. Może ono wyjaśnić, dlaczego egipski prezydent odrzucił apel Obamy o natychmiastową transformację ustrojową i udział opozycji w rządach" - czytamy w artykule.

"WSJ" przypomina, że przyjazna postawa sojuszniczych krajów arabskich jest ważna, gdyż pomaga USA w osiąganiu ich celów politycznych na Bliskim Wschodzie. Chodzi tu głównie o proces pokojowy w konflikcie izraelsko-palestyńskim, który utknął w miejscu.

Perspektywa ewentualnych wolnych wyborów w Egipcie budzi w USA obawy, że skutkiem będzie zwycięstwo lub co najmniej wzrost realnych wpływów Bractwa Muzułmańskiego - półlegalnej partii politycznej zrzeszającej zwolenników teokracji islamskiej.

Przypomina się tu wybory w Autonomii Palestyńskiej w 2006 r., wygrane w Strefie Gazy przez Hamas - palestyńską gałąź Bractwa Muzułmańskiego.

Konserwatywny dziennik wzywa w związku z tym, aby w razie ogłoszenia wyborów w Egipcie stanowczo zobowiązać Bractwo, by "przestrzegało demokratycznych reguł gry: respektowania religijnego i społecznego pluralizmu i honorowania zobowiązań traktatowych Egiptu, zwłaszcza wobec Izraela".

Powinno to być niezbędnym warunkiem udziału Bractwa Muzułmańskiego w wyborach - pisze "WSJ". Warunków takich - przypomina - nie postawiono w 2006 r. Hamasowi, m.in. nie zmuszając go do rozbrojenia swych bojówek i uznania izraelsko-palestyńskiego porozumienia pokojowego w Oslo z 1993 r.

Odpowiedzialność za to - przyznaje prawicowy "WSJ" - spada na ówczesnego prezydenta George'a W. Busha i ówczesną sekretarz stanu Condoleezzę Rice.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Środa
wieczór
0°C Czwartek
noc
0°C Czwartek
rano
3°C Czwartek
dzień
wiecej »

Reklama