Po dwóch latach przerwy spowodowanej pandemią, przed kościołem pw. Matki Bożej Anielskiej w Łodzi odbyła się dyngusowa bitwa wodna, na którą po mszy św. zaprosił dzieci proboszcz parafii franciszkanin o. Piotr Kleszcz. Wzięło w niej udział kilkudziesięciu najmłodszych parafian.
Bitwa wodna to atrakcja uwielbiana przez młodych parafian na łódzkiej Górnej. To jedyny dzień w roku, gdy bezkarnie można polać wodą księdza proboszcza. Nic dziwnego, że z potyczki wychodzi on całkowicie przemoczony.
"Po dwóch latach nieobecności śmigusa-dyngusa po franciszkańsku w parafii Matki Bożej Anielskiej - wreszcie powróciliśmy. Okazuje się, że dzieci modliły się za ten powrót i ich modlitwa została wypełniona" - powiedział o. Piotr Kleszcz.
Jak przypomniał, woda jest czymś bardzo ważnym dla chrześcijan; przez nią zostają oni włączeni do wspólnoty Kościoła i to woda obmywa ich z grzechu pierworodnego.
"Chcemy też nauczyć dzieci, że żart jest wtedy dobry, gdy wszyscy dobrze się bawią - nie tylko ci, którzy polewają, ale i ci, którzy są polewani. Jeżeli ktoś sobie tego nie życzy, można to uznać za chuligaństwo. Tego uczymy dzieci. Poza tym zabawa w bitwę wodną skraca dystans. Dzieci i rodzice czekają na ten dzień, bo dzięki temu stajemy się jeszcze bardziej przyjaciółmi. Choć właściwie to jesteśmy nimi cały czas" - dodał.
Po odprawieniu mszy świętej dla dzieci - w tym roku została odprawiona o godz. 11.30 - ksiądz proboszcz zdejmuje ornat, zakłada bejsbolówkę oraz okulary do pływania i z wielkim pistoletem na wodę odbywa potyczkę z parafianami na placu przed kościołem. W tym roku wzięło w niej udział kilkadziesięcioro dzieci - w tym również kilkulatki - uzbrojonych w różnego rodzaju akcesoria do polewania.
"W ten sposób obchodzimy dyngus już od 15 lat. Znam parafian, którzy sami kiedyś polewali mnie wodą, a teraz przyprowadzają swoje dzieci. Oczywiście wynik tej walki jest z góry przesądzony - już kiedy wychodzę, mówię: macie zlać mnie do suchej. Chodzi zresztą o zabawę, a nie walkę; na koniec wszyscy przybijamy sobie piątkę na zgodę. Bo hasłem franciszkańskim jest +pokój i dobro+" - zaznaczył ks. Kleszcz.
Śmigus-dyngus pierwotnie występował w historii jako dwa odrębne zwyczaje, praktykowane w drugi dzień Wielkanocy, które z czasem połączyły się. Śmigus obejmował zarówno praktykowane na północy Polski dotykanie czy uderzanie zielonymi gałązkami, jak i polewanie wodą - głównie dziewcząt i panien - znane w środkowej i południowej Polsce.
Dyngus (niem. dingen - "wykupować") - to inaczej świąteczna kwesta, w której uczestniczyli chłopcy i kawalerowie. Wiązała się z życzeniami, za co dostawało się jedzenie, przede wszystkim pisanki i kraszanki wielkanocne lub potrawy świąteczne. Przy tej okazji odbywało się też polewanie wodą panien.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.