Usiadł wśród przerażonych ludzi, modląc się za nich w milczeniu. Jego pierwszą parafią stał się schron.
Czernichów to jedno z tych ukraińskich miast, którego mieszkańcy dotąd najbardziej wycierpieli z ręki rosyjskich agresorów. Okupacja trwała 40 długich dni a towarzyszył jej nieustanny ostrzał. Ludzie nie mogli wyjść ze schronu w obawie przed Rosjanami, którzy bestialsko mordowali, gwałcili i głodzili Ukraińców. Sytuacja humanitarna stała się dramatyczna, gdy po miesiącu okupacji zniszczono most na Desnie i do miasta nie docierała już żadna pomoc. To było prawdziwe piekło, w którym Rosjanie rabowali cywilom ostatnie resztki żywności.
W schronach nie było elektryczności, brakowało wody. Byli jednak ludzie, którzy w tej gehennie nie tracili nadziei. A wśród nich młody grekokatolicki ksiądz, który przyjechał z żoną i kilkumiesięczną córeczką do Czernichowa tuż przed wojną, z misją utworzenia wspólnoty, która istniała jedynie na papierze. Gdy zaczęła się wojna rodzinę wysłał w bezpieczne tereny Ukrainy, a sam ubrał sutannę, wziął Biblię do ręki i poszedł do schronu. Właśnie on stał się jego pierwszą parafią. Usiadł wśród przerażonych ludzi, modląc się za nich w milczeniu. – Mogłem z nimi jedynie być – mówił mi ks. Roman Hrydkovets, po zakończeniu okupacji miasta. Na początku modlił się w milczeniu i po prostu siedział w schronie razem z ludźmi, których z każdym dniem zaczął lepiej poznawać. Większość była niewierzących, choć wielu ochrzczonych. Z czasem zaczął proponować prostą modlitwę. Powtarzali z nim kilkakrotnie „Boże ratuj nas”, „Panie nie opuszczaj nas”. Każdego wieczora zbierał też będące w schronie dzieci i opowiadał im bajki oraz przypowieści z Ewangelii, zamieniając gehennę wojny w zaczarowany świat.
Okupacja się skończyła a on razem z dziećmi nadal spotyka się co wieczór w schronie i opowiada im Ewangelię. Przychodzą też rodzice i ich znajomi. Wczoraj napisał mi na Whatsappie: „Jestem przekonany, że z tych katakumb zrodzi się żywa wspólnota i już za nią dziękuję Bogu”. Wcześniej wyznał, że właśnie w tym schronie zrozumiał, że jego misją na ten czas jest po prostu bycie z ludźmi i że ta obecność, będzie też największym wyzwaniem na kolejne lata jego kapłańskiego życia. Jedynie być.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.