Czy naprawdę trzeba brać udział w każdej dyskusji?
Udzielono mi w dzieciństwie – pewnie nie tylko mnie – rady. Nie powtórzę dosłownie, sens był taki: „Jak ktoś woła na ulicy: «Te, małopoooo!», to się nie odwracaj. Bo to nie do ciebie. Ty masz na imię Kasia”. Nie pomnę już, ile razy czujemy się wywołani do odpowiedzi. Mnożą się komentarze do komentarzy i opinie na temat dzieł nieprzeczytanych. Każda bzdura na temat chrześcijaństwa zdaje się wymuszać naszą reakcję, nawet jeśli argumentację mielibyśmy zaczynać od ojców Kościoła czy Adama i Ewy. Ba, zdarza się, że chcemy zacytować samych siebie sprzed iluś miesięcy czy lat – bo jak bumerang wraca ten sam zarzut czy pytanie, a tym samym to samo wytłumaczenie…
I co? I pytam siebie czasem po cichu: czy naprawdę trzeba brać udział w każdej dyskusji? Albo raczej: czy każdy z nas musi brać udział w każdej dyskusji? Pytanie retoryczne. Podejrzewam: nie każdy i nie na każdy temat.
Oczywiście tzw. uczestnictwo w społecznym dyskursie czy nawet kłucie w oczy swoją obecnością jest i przydatne, i dla nas pochlebne, a dla społeczności niezbędne. Jednak jakieś elementarne rozeznanie, co, kiedy i do kogo mówić, naprawdę by się przydało. Nam wszystkim.
Ma się czasem wrażenie, że zabieranie głosu stało się dla współczesnych jakąś namiastką zaangażowania. Robimy to chętnie i niefrasobliwie, nie pytając właściwie, do kogo nasz obszerny elaborat jest adresowany. Pokora? Że niby trzeba siać, nie zważając na mizerne efekty? Bez przesady, raczej brak zdrowego rozsądku i nawet próby zapytania o to, jaki jest konkretny, najbliższy cel naszych wyłuszczeń (poza udowodnieniem, że mamy coś do powiedzenia i wylaniem swojej, niemałej czasem i słusznej, frustracji).
Sztandarowym przykładem są tu kazania, w których tym, którzy są, obrywa się za tych, których nie ma. Ale nie znęcajmy się nad księżmi – to nie jest problem kapłański, a po prostu ludzki. Pewne tezy są ważne i warte wyartykułowania, nie zaprzeczam. Tyle że jeśli poddamy pod rozwagę nasze własne miejsce w Kościele, czasem jak najdosłowniej, tu i teraz – okazać się może, że niekoniecznie to my właśnie musimy zabierać głos w danym kontekście.
Nie jestem bynajmniej zwolenniczką chowania głowy w piasek. Jednak czasem krótkie stwierdzenie: „Jestem chrześcijaninem. Zdanie chrześcijaństwa na ten i ten temat znasz”, może się okazać bardziej adekwatne do sytuacji niż sprowokowana jakąś absurdalną tezą jałowa dyskusja, z której wychodzimy rozbici, poranieni i wcale nie bliżsi prawdy i porozumienia.
Chrześcijaństwo ma coś światu do powiedzenia? Tak. Więc powiedzmy to światu. Byle jasno i wyraźnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.