Ponad tysiąc saudyjskich żołnierzy należących do sił Rady Współpracy Zatoki Perskiej (GCC) przybyło do Bahrajnu w związku z zamieszkami w tym kraju - poinformował w poniedziałek anonimowy przedstawiciel władz Arabii Saudyjskiej.
Saudyjskie "siły przybyły do Bahrajnu w niedzielę wieczorem" - oświadczył przedstawiciel władz w Rijadzie, nie podając szczegółów.
Tymczasem opozycja w Bahrajnie oświadczyła, że jakakolwiek - pisze agencja Reutera. "Naród Bahrajnu stoi w obliczu realnego zagrożenia, mianowicie wojny przeciwko bahrajńskim obywatelom bez wypowiedzenia wojny" - oświadczyło siedem ugrupowań opozycyjnych, w tym szyickie Narodowe Stowarzyszenie Islamskie al-Wifak.
"Wszelkie wkroczenie żołnierzy, pojazdów wojskowych na terytorium oraz w przestrzeń powietrzną i morską Królestwa Bahrajnu postrzegamy jako jawną okupację, spisek przeciwko nieuzbrojonemu narodowi bahrajńskiemu i pogwałcenie porozumień i konwencji międzynarodowych" - napisano w komunikacie. Opozycja dodała, że spotkała się następcą tronu, żeby omówić szczegóły dialogu narodowego, mającego na celu zakończyć trwające od tygodni antyrządowe zamieszki.
W niedzielę były bahrajński minister ds. informacji i doradca w sądzie królewskim Nabil al-Hamar poinformował na portalu społecznościowym Twitter, że władze zwróciły się o pomoc do sąsiednich krajów Zatoki Perskiej po tym jak protestujący odparli atak policji i zablokowali drogi w stolicy kraju Manamie.
GCC to ekonomiczny i polityczny blok sześciu państw tego regionu; w jej skład wchodzą: Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska, Kuwejt, Katar, Oman i Bahrajn.
Według "Gulf Daily News", anglojęzycznego dziennika związanego z bahrajńskim rządem, siły GCC będą chroniły "strategiczne obiekty takie jak ropociągi, sieci energetyczne, wodociągi oraz (...) banki". Saudyjscy żołnierze wchodzą w skład utworzonych w 1984 roku wspólnych sił GCC, zwanych "tarczą półwyspu".
W niedzielę bahrajńska policja użyła gazu łzawiącego, gumowych kul i armatek wodnych by zmusić uczestników antyrządowych protestów do opuszczenia obozowiska w centrum Manamy oraz do odblokowania arterii prowadzącej do dzielnicy finansowej.
Siły bezpieczeństwa otoczyły obozowisko na stołecznym Placu Perłowym, przez kilka godzin usiłując rozpędzić demonstrantów. Pomimo użycia gazu łzawiącego i gumowych kul, policji nie udało się rozproszyć tłumu.
Jak informuje agencja Reutera barykady, które młodzi demonstranci wznieśli w poprzek autostrady prowadzącej do dzielnicy finansowej, wciąż znajdowały się tam w poniedziałek. Z kolei z drugiej strony tej samej arterii komunikacyjnej policja ustawiła blokadę mającą zapobiec ruchowi samochodów z lotniska w kierunku manamskiego city.
Jak pisze agencja AFP, w poniedziałek w Manamie opustoszały ulice, nieczynne były szkoły, a w samej dzielnicy finansowej widać było wzmocnione siły bezpieczeństwa.
Antyrządowe protesty w Bahrajnie rozpoczęły się 14 lutego. Opozycja domaga się przekształcenia kraju w rzeczywistą monarchię konstytucyjną, zapewniającą obywatelom większy wpływ na rządzenie. Opozycja chce też, by rodzina królewska zrezygnowała z uprawnień do stanowienia prawa i obsadzania wszelkich stanowisk politycznych, a także zajęła się kwestią dyskryminacji szyitów, stanowiących ok. 70 proc. ludności, przez rządzącą mniejszość sunnicką.
Maleńki Bahrajn ma strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych, gdyż stacjonuje tam V Flota USA odpowiedzialna za bezpieczeństwo w newralgicznym rejonie Zatoki Perskiej.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.