Prezydent USA Barack Obama w rozmowie telefonicznej z królami Arabii Saudyjskiej i Bahrajnu wezwał ich do "maksymalnej powściągliwości" w odpowiedzi na protesty w swoich krajach oraz do dialogu politycznego z przeciwnikami - poinformował w środę Biały Dom.
Rzecznik Jay Carney oświadczył też, że Obama wyraził "głębokie zaniepokojenie" przemocą w Bahrajnie.
Wcześniej amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton nazwała sytuację w Bahrajnie niepokojącą. Oceniła, że władze Bahrajnu i ich sojusznicy, którzy wysłali oddziały do stłumienia antyrządowych demonstracji, "idą niewłaściwą drogą". W poniedziałek do Bahrajnu przybyło ponad tysiąc saudyjskich żołnierzy i ok. 500 policjantów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Władze Bahrajnu wprowadziły w środę w stolicy Manamie godzinę policyjną i przestrzegły przed organizowaniem zgromadzeń. Wcześniej policja i wojsko przejęły kontrolę nad Placem Perłowym w Manamie, zajmowanym dotychczas przez tysiące antyrządowych manifestantów. Zginęło co najmniej trzech demonstrujących oraz trzech policjantów, a setki ludzi zostało rannych.
Antyrządowe protesty w Bahrajnie rozpoczęły się 14 lutego. Opozycja domaga się przekształcenia kraju w rzeczywistą monarchię konstytucyjną, zapewniającą obywatelom większy wpływ na rządzenie. Opozycja chce też, by rodzina królewska zrezygnowała z uprawnień do stanowienia prawa i obsadzania wszelkich stanowisk politycznych, a także zajęła się kwestią dyskryminowania szyitów, stanowiących ok. 70 proc. ludności, przez rządzącą mniejszość sunnicką.
Maleńki Bahrajn ma strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych, gdyż stacjonuje tam V Flota USA odpowiedzialna za bezpieczeństwo w newralgicznym rejonie Zatoki Perskiej.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.