Skąd tyle zła w świecie? Warto zajrzeć do Pisma. Choćby do Apokalipsy.
Pierwsze dni maja, trzeci miesiąc wojny na Ukrainie... Cierpienie, cierpienie i jeszcze raz cierpienie. Bo ktoś postanowił zrealizować swoje ambicje.... Brak słów. Nie bardzo też wiem co powiedzieć o ostatniej wypowiedzi papieża Franciszka dotyczących przyczyn tej wojny. Że to próba zrozumienia przywódców Rosji? Próba nie zatrzaskiwania drzwi w nadziei na skuteczne działania dyplomatyczne, które by miały ocalić jak najwięcej ludzkich istnień? Być może. Jestem jednak obywatelem państwa, które od dziesięcioleci musi obawiać się kaprysów potężnego sąsiada. I wiem, że ten sąsiad czuje się zagrożony nie z racji tego, że ktoś mu faktycznie zagraża, ale dlatego, że inni postępują nie tak, jak on by sobie życzył, a on nie może ich natychmiast zniszczyć...
No cóż, na naszych oczach dzieje się Apokalipsa, prawda? Nie, bynajmniej nie o straszenie mi chodzi... Już wyjaśniam.
Apokalipsę czyta się inaczej niż inne biblijne księgi. Pełno w niej symboli, znaków, odniesień, nie zawsze dziś, nawet dla specjalistów, czytelnych. Można jednak chyba powiedzieć, że – paradoksalnie – choć nie zawsze rozumiemy szczegóły, główne przesłanie tej księgi jest jasne: to księga nadziei dla Kościoła oczekującego powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa. To pokazanie, że walka, której pierwszy epizod rozegrał się w Edenie, będzie się toczyła do skończenia świata, ale jej wynik jest już przesądzony: Jezus już zwyciężył. To zaś, co obserwujemy dziś, to jedynie ostatnie podrygi świadomego swojej klęski królestwa zła, które w dniu powtórnego przyjścia Jezusa ostatecznie straci możność jakiegokolwiek wpływu na zbawionych.
Tak, Apokalipsa to nie księga wieszcząca konkretne wydarzenia, ale aktualna zawsze, zawsze dziejąca się dziś: bo ta walka zła z dobrem trwa każdego dnia i w każdej chwili we wszystkich zakątkach świata. Jeśli nawet czasem wydaje się znikać z szeroko rozumianego życia społecznego, trwa w ludzkich sercach i w relacjach międzyludzkich. A Apokalipsa przypomina: dla ufających Chrystusowi to wszystko dobrze się skończy.
I w tym też duchu można było spojrzeć na wczorajsze pierwsze czytanie mszalne, wzięte właśnie z tej księgi. Ale, przyznaję, kiedy słyszę to czytanie, czuję pewien niedosyt. To tylko fragment większej wizji. Interpretowany tego dnia w duchu mariologii – Niewiasta to Maryja itd. Tymczasem w tej scenie bardziej chodzi o eklezjologię, naukę o Kościele. Wiadomo, obie dziedziny – eklezjologia i mariologia mocno się przenikają. Ostatecznie Maryja jest znakiem tego, co człowiek od Boga otrzymał i jeszcze otrzyma oraz wielkim wezwaniem do posłuszeństwa Bogu we wszystkim. Ale mimo wszystko...
Jest w tej scenie, gdy czytać ją w całości, takie znamienne stwierdzenie:
„I rozgniewał się Smok na Niewiastę,
i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa,
z tymi, co strzegą przykazań Boga
i mają świadectwo Jezusa.
I stanął na piasku [nad brzegiem] morza”.
I wszystko jasne, prawda? Jezus wstąpił do nieba, diabeł nic nie jest mu w stanie zrobić. Niewiasta – Kościół – zbiegła na pustynię i tam jest chroniona przez Boga. Kościół jest już bezpieczny w oczekiwaniu na Niebo. Ale członkowie Kościoła, „reszta potomstwa Niewiasty” bezpieczni do końca nie są. Z tymi Smok w swoim gniewie będzie zajadle walczył. Bo tylko tych jeszcze może dosięgnąć...
I walczy. Także dziś. Na wszelkie możliwe sposoby. Uderzając człowieka złem z zewnątrz, przez różne zło dziejące się w świecie i z wnętrza, psując ludzkie serca. Tak, Apokalipsa spełnia się też dziś. I dziś wiele wokół nas i w nas pożądań, które przyćmiewają uczciwość i przyzwoitość. Wiele w świecie kłamstwa, nie tylko w wydaniu rosyjskiej propagandy; nie liczy się prawda, liczy się, żeby wszyscy przyjęli takie widzenie spraw, jakie mnie odpowiada. Wiele też chciwości, która bez skrupułów ograbi nawet biedaka, bo jest zawsze nienasycona. O panoszącej się w świecie i w sercu wielu z nas i traktowanej niemal jak prawo człowieka nieczystości nie ma nawet co mówić. Podobnie z przemocą (także werbalną) i zabijaniem: nie tylko przecież na wojnie w Ukrainie, ale nieraz w naszych klinikach, szpitalach, zaciszach domów, bo przyjemność i ułatwienie sobie życia są ponad podstawowym prawem do życia bliźniego... I ciągle wiele w tym świecie, ale i w sercu ludzkim tego stawiania siebie samych ponad Boga. To się nie bierze znikąd. I choć w jakiejś części wypływa z zranionego grzechem ludzkiego ja, to przecież jest też podsycane, rozdmuchiwane i mnożone przez diabła; rozgniewanego na Niewiastę Smoka, który nie mogąc jej dosięgnąć całą swoją nienawiść przekierował na Jej potomstwo....
Warto na to co dziś się dzieje patrzeć i z tej perspektywy. Bo, jak pisał św. Paweł, naprawdę „nie toczymy (...) walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). To, co może wydawać się nam zwycięstwem, bywa tak naprawdę porażką. Ot, jeśli sprzeciwiając się złu pozwalamy sobie na nienawiść, to kto tu okazuje się ostatecznym zwycięzcą? Naprawdę, niezwykle podstępny ten nasz przeciwnik. Ale jeśli będziemy trzymali się Chrystusa, wszystko dobrze się skończy.
PS. Szerzej o owej apokaliptycznej scenie - w artykule zajawionym poniżej
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.