Maria, dentystka z Kijowa nie opuściła miasta po inwazji wojsk rosyjskich i przez cały czas pracowała w zawodzie. Gdy 26 lutego niedaleko jej domu eksplodowała rosyjska bomba, wraz z mężem postanowiła, że z Kijowa nie wyjadą, a dziesięcioletnią córkę i dziadków wywiozą na zachód kraju.
Rozumiałam, że jestem tu bardzo potrzebna, mówi lekarka. W mieście zaczęły powstawać kliniki dyżurne. Do połowy kwietnia pracowałam w jednej z nich, bo moja macierzysta była zamknięta.
Lekarka opowiada, że w czatach lekarskich pojawiała się wówczas informacja o tym, które kliniki są otwarte i w który potrzebują specjalistów.
Przeczytaj: Szef watykańskiej dyplomacji: wizyta na Ukrainie priorytetem papieża
"Pracowaliśmy bezpłatnie, ale zdarzało się, że pacjenci wciskali nam pieniądze, które przekazywaliśmy na zakup leków" - wspomina Maria.
"Generalnie do nas trafiali ludzie z nagłymi przypadkami i byli to przede wszystkim żołnierze i obrońcy Kijowa z oddziałów obrony terytorialnej. Czasem miałam, zresztą i nadal mam wrażenie, że wojskowi boją się mnie bardziej, aniżeli wroga" - z uśmiechem kontynuuje kobieta.
Od połowy kwietnia przyjmuję już w swojej przychodni. Wojskowych nadal leczę bezpłatnie i czasem poza kolejnością. Wychodząc ode mnie, obiecują, że nawet w okopach będą szukali możliwości mycia zębów.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.