Reklama

Niepotrzebny spór

Spór o pryncypia? Nie. W jego centrum jest nie prawda, a zarozumiałość.

Reklama

Pewien znany piosenkarz ogłosił, że ma zamiar oficjalnie wystąpić z Kościoła. Powód? A może pretekst? Mniejsza o to, dla tego co chcę napisać to mało istotne. W każdym razie chodzi bardziej „całokształt”, nie jakieś konkretne wydarzenie. No i się zaczęło: znalazł się kolejny powód do utarczek między wierzącymi. Także księżmi. Jedni piszą, że dobrze; że nie ma sensu utrzymywać fikcji; że skoro ktoś w praktyce jest niewierzący nie ma powodu by płakać nad tym, że odchodzi. Drudzy, że to zawsze wielka tragedia, że trzeba nie cieszyć się, ale płakać, bo przecież chodzi o sprawę tak ważną jak zbawienie; że trzeba szukać zaginionej owcy, a nie wzruszać ramionami. Jedni na drugich oburzeni oczywiście. Że tak nie można, że to nie jest chrześcijańskie podejście. Czytam te opinie i zastanawiam się, co to się porobiło, że niby rozmawiający ze sobą katolicy nie potrafią dostrzec w poglądach adwersarzy ani odrobiny słuszności, swoje uważając za jedyne godne prawdziwych chrześcijan?

To nie jest tylko kwestia krótkości wypowiedzi. Nawet w tych niewielu znakach, jakie proponuje Twitter można wyrażać się bardziej koncyliacyjnie. Tymczasem wygląda to tak, jakbyśmy mieli do czynienia z dwoma zwalczającymi się plemionami Indian: my mamy rację, a wy szkodzicie Kościołowi. Podejście, jak na katolików, tradycyjnie preferujących „i” (źródłem wiary Tradycja i Pismo święte, Chrystus Bogiem i człowiekiem, do zbawienia potrzeba wiara i dobre czyny) zaiste sekciarskie.

Tymczasem w obu tych poglądach jest spora doza racji. Prawdą jest, że każde odejście człowieka z Kościoła powinno smucić. Bo to kwestia zbawienia (choć smuci zdaje się akurat tych, którzy bardziej skłonni są akcentować możliwość zbawienia poza widzialnymi strukturami Kościoła). Bo to zawsze jakaś porażka wspólnoty wierzących, która powinna skłaniać do refleksji nad naszą kondycją jako uczniów Jezusa. W wielu wypadkach (w tym, jak deklaruje zainteresowany, nie), to też na pewno smucące odrzucenie Chrystusa – przecież źródła życia wiecznego. Tak, boli, gdy ktoś przestaje pokładać w Chrystusie nadzieję (choć może nigdy specjalnie nad tą nadzieją się nie zastanawiał). Ale jest przecież i druga strona medalu.

Kościół wtrąca się w sprawy polityczne i światopoglądowe – oskarżył (podobno) ów chcący oficjalnie wystąpić z Kościoła artysta. Hm.... Wiara nie powinna mieć wpływu na światopogląd? To co: dekalog i kazanie na górze do kosza, a Jezus jako antyestablishment  na sztandary każdej kolejnej rewolucji? Jednym z ważniejszych problemów Kościoła, nie tylko zresztą w Polsce, jest płytkość wiary, letniość w poglądach, które pozwalają Bogu palić świeczkę a diabłu ogarek. Trudno nie zauważyć jak destrukcyjny ma to wpływ na Kościół. Wszystkie poglądy religijne dobre „byle w coś wierzyć”, porada u psychologa ważniejsza niż spowiedź, a o grzechu nawet ogólnie nie powinno się mówić, bo to wywołuje tylko niepotrzebne poczucie winy. A do tego to irytujące przekonanie, że Kościół jest jak hydraulik: jak nie chce zrobić jak ja chcę, to znajdę innego. Udawanie, że tego nie ma w nadziei, że jakaś tam wiara w człowieku została i jak teraz pogłaszczemy go po główce, to w odpowiednim momencie wróci do Chrystusa, jest naiwnością. Tak, Bóg swoją łaska może wszystko. Może jednak w takim razie przyprowadzić do siebie nie tylko takiego byle jakiego chrześcijanina, ale i apostatę. Bo wiara musi być osobistym wyborem. Inaczej jej po prostu nie ma. Tymczasem biadoląc nad każdym, kto się obraża na Kościół, a kto na niedzielnej Mszy bywa albo i wcale już nie  i Ewangelią się nie przejmuje, promujemy wiarę będącą w najlepszym wypadku kultywowaniem tradycji;  Kościół letni, o którym w wizji Jana powiedziano, że będzie wypluwany (albo i gorzej) z ust Bożych...

Widać z powyższego poglądy której ze stron wspomnianego sporu są mi bliższe. Nie zmienia to jednak faktu, że, moim zdaniem, trzeba widzieć obie strony medalu. Trzymanie się tylko jednej w pierwszym wypadku będzie zwyczajnie nieewangelicznie bezduszne, w drugi nieewangelicznym rzuceniem pereł przed wieprze. I bardzo mnie złości gdy widzę, jak wierzący - zwłaszcza z ks. przed i różnymi literkami po imieniu i nazwisku – dla obrony słuszności tylko jednej z nich gotowi są swoich adwersarzy oskarżyć o najgorsze. W tym sporze wyraźnie widać pewien bardzo ważny problem Kościoła w Polsce: tak mocne przeświadczenie niektórych jego członków o swoich racjach, że nie dopuszczające żadnej merytorycznej dyskusji. To coś, co warto byłoby wziąć na warsztat pracy nad sobą.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
4°C Niedziela
dzień
5°C Niedziela
wieczór
4°C Poniedziałek
noc
2°C Poniedziałek
rano
wiecej »