Za każdym razem, kiedy kuria odmawia dostępu do akt rzetelnemu dziennikarzowi, działa na szkodę Kościoła. Prawda jest czymś, co musimy pokazać i co musi zajaśnieć w pełnym świetle; tego oczekiwałby od nas Jan Paweł II - powiedziała dziennikarka TVP i wykładowca akademicki UPJPII Paulina Guzik.
Ojciec Adam Żak, koordynator KEP ds. dzieci i młodzieży oraz dyrektor Centrum Ochrony Dziecka, wziął w środę udział w debacie zorganizowanej przez Katolicką Agencję Informacyjną "Jan Paweł II wobec pedofilii w Kościele", która odbyła się we wtorek w Warszawie.
Zapytany o pojawiające się w mediach doniesienia, że pewne informacje na temat pedofilii wśród duchowieństwa nie docierały do Jana Pawła II, koordynator KEP podkreślił, że "naiwnością jest myślenie, że szef instytucji tak wielkiej, jaką jest Kościół, musi otworzyć każdą kopertę, która jest do niego zaadresowana".
"To jest nie do zrealizowania. A mówię to z punktu widzenia Towarzystwa Jezusowego, które jest obecne w ponad 100 krajach i listy (do generała - PAP) przychodzą z całego świata" - ocenił.
Wyjaśnił, że zanim papież dostanie jakąś informację, to ona "idzie do oceny". "Myślę, że to nie tak, że w Sekretariacie Stanu wyłapywano jakieś rzeczy, żeby ich papieżowi nie dać, tylko to działa tak: jak poczta przychodzi, to się bierze i sortuje (...). Jeżeli to była sprawa dotycząca wykorzystywania seksualnego, to idzie do odpowiedniej kongregacji, nawet jeśli było to zaadresowane do Jana Pawła II" - powiedział.
Dodał, że sprawy trafiały do papieża "w formie opracowanej". "Potem prefekt relacjonował papieżowi pewną linię, która się wyłaniała. Myślę, że tak było ze wszystkimi listami, które przyszły - poza nielicznymi wyjątkami, że coś zostało bezpośrednio oddane papieżowi" - zastrzegł.
Przypomniał, że Jan Paweł II odbył bardzo wiele zagranicznych pielgrzymek, ledwo wracał z jednej, już przygotowywał się do następnej. "To pewnie głównie zajmowało jego czas" - ocenił ojciec Żak.
"My sobie wyobrażamy, że to był rodzaj mafii, w której wszyscy myślą tylko o tym, jak coś ukryć. Tak nie jest. To jest solidnie pracujący - powoli, ale solidnie, bardzo tradycyjnymi metodami - urząd, który też ma swoją inercję, swoje nawyki" - przyznał.
Ojciec Żak podkreślił, że na sprawę stosunku Jana Pawła II do pedofilii należy patrzeć z uwzględnieniem uwarunkowań historycznych, ponieważ "nikt nie jest w stanie zrobić kroku dłuższego od własnej nogi".
"Przez całe wieki psychologiczna wiedza na temat skutków wykorzystywania seksualnego była równa zeru. W związku z tym dla Kościoła, jak i dla całego społeczeństwa, liczył się skandal, czyli to, że to jest zły przykład (...). To, że ktoś się dowie i zgorszy się - to był problem podstawowy (...). To sprawiło, że instytucja przesunęła się na pierwsze miejsce, a nie dobro osoby" - ocenił.
Dodał, że prawa dziecka to również kwestia kilkudziesięciu ostatnich lat. "Ta wiedza torowała sobie drogę bardzo długo" - zastrzegł.
Publicysta Tomasz Krzyżak, kierownik działu krajowego "Rzeczpospolitej" zaznaczył, że powodem, dla którego niektóre informacje nie dochodziły do papieża mógł być również fakt, że niektóre osoby starały się chronić papieża przed trudnymi informacjami. "W moim przekonaniu, jest to fałszywie pojmowana wizja kapłaństwa i Kościoła. My wierzymy w to, że Kościół jest rzeczywistością Bosko-ludzką, ale w ostatnim czasie, mam takie wrażenie, ten czynnik ludzki pewne rzeczy zwyczajnie zepsuł" - ocenił.
Według Krzyżaka, "przez całe lata bardziej stawiano na wizerunek Kościoła i jego zewnętrzną fasadę, aniżeli na to, co jest w środku".
Zaznaczył, że Janowi Pawłowi II ciężko było uwierzyć w winę wielu duchownych, ponieważ pochodził "zza żelaznej kurtyny". "Nie dalej, jak dwa tygodnie temu, badałem taką sprawę, gdzie ksiądz został wsadzony do więzienia za wykorzystywanie seksualne trzech chłopców i po opuszczeniu zakładu karnego wrócił na tę samą parafię i na to samo stanowisko, z którego został zabrany. To były lata 70." - przypomniał.
Dodał, że po dotarciu w IPN do teczki personalnej tego księdza odnalazł list biskupa tej diecezji do kard. Wyszyńskiego, który zapewniał, że cała ta sprawa to zemsta komunistów. "Takie było myślenie ludzi Kościoła, ale też wiernych świeckich" - ocenił.
Zaznaczył, że rodzina czy dyrekcja szkoły rzadko informowała organa ścigania o skrzywdzeniu dziecka, najczęściej o wykorzystaniu władza dowiadywała się jakimiś innymi kanałami.
"Na pytania milicjantów, dlaczego rodzina nie przyszła ze zgłoszeniem, ludzie odpowiadali, że +to nie wypada donosić na księdza i woleli iść sami do niego+. Takie było myślenie, także nas, wiernych" - przyznał.
Paulina Guzik, dziennikarka, wykładowca akademicki UPJPII podkreśliła, że kiedy osoby skrzywdzone przez księży wysyłały list do papieża, to on lądował na biurku sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, którym za pontyfikatu Jana Pawła II był kard. Angelo Sodano. "Jemu akurat bardzo zależało na tym, aby te sprawy nigdy nie wyszły na jaw i aby ofiary nigdy nie spotkały się z Janem Pawłem II. Więc jeśli myślę o blokadzie instytucjonalnej, to na pewno taką blokadą będzie kard. Sodano" - zastrzegła.
Zaznaczyła, że kiedy Jan Paweł II zmarł i Benedykt XVI podjął decyzję o nałożeniu kar na pedofila i bigamistę, Założyciela Legionistów Chrystusa, Marciala Maciela Degollado, na naradę nad tym, czy ujawniać tę sprawę dziennikarzom, został zaproszony rzecznik prasowy Watykanu Joaquín Navarro-Valls.
"Kiedy Joaquín umówił się z prefektem domu papieskiego na spotkanie z Benedyktem XVI aby omówić, jak ma wyglądać oświadczenie dla prasy, kard. Sodano dowiedział się o tym - każdy umówiony w prefekturze gość przechodzi przez Sekretariat Stanu (...) - pojawił się na tym spotkaniu niezaproszony i powiedział dr. Vallsowi, że każdy, kto wyda takie oświadczenie, jest wrogiem Kościoła. Wówczas Benedykt XVI powiedział Vallsowi: opublikuj" - ujawniła.
Zdaniem Guzik "ten mały przykład pokazuje, jaki mógł być poziom blokowania tych spraw". "Jan Paweł II nie był naiwny. Wiedział, z kim ma do czynienia, ale, być może, nie wszystkie ściany był w stanie głową przebić. I być może jakieś fronty musiał oddać, żeby zdobyć inne" - stwierdziła.
Według publicystki, największą pracę do wykonania mają teraz polscy biskupi. "Za każdym razem, kiedy kuria odmawia dostępu do akt dziennikarzowi, działa na szkodę Kościoła, dlatego, że prawda się obroni. Prawda jest czymś, co musimy pokazać i co musi zajaśnieć w pełnym świetle. Tego oczekiwałby od nas Jan Paweł II (...). Należy się to przede wszystkim skrzywdzonym (...), to się należy wiernym, należy się prawdzie i Janowi Pawłowi II, który tak wiele zrobił dla Kościoła w Polsce i dla tego kraju" - podkreśliła.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.