Reklama

Pytanie na dzień dobry

Od samego początku wszechświata nic się nie zmieniło: najpierw Bóg, a potem cała reszta.

Reklama

Dyskusja o Kościele przypomina czasem humor, jaki krążył w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Pewien rolnik kupił kombajn. Cała wieś świętowała przybycie owego cudu techniki. Właściciel każdego dnia doglądał nowy sprzęt, czyścił, oliwił, dokręcał, nie mogąc doczekać się czasu żniw. Gdy długo oczekiwany dzień nastąpił i maszyna pojawiła się na skraju pola, jej właściciel siarczyście zaklął. Zajęty przygotowaniem kombajnu i świętowaniem z sąsiadami zapomniał wiosną obsiać swoje pole.

Przy okazji kolejnych rocznic i zbliżającej się beatyfikacji chętnie powtarzamy słynne już słowa z Placu Zwycięstwa o Duchu odnawiającym oblicze ziemi. Zapominamy, niestety, że na tym samym placu, kilka lat później, ten sam papież mówił o potrzebie nowej ewangelizacji. Również w Polsce, jego Ojczyźnie. Być może uśpiły nas statystyki. Przecież olbrzymia większość Polaków to katolicy. Po co mówić o nowej ewangelizacji w kraju, gdzie do społecznego rytuału należy chrzcić dzieci, posyłać je do Komunii św. i na katechezę. Gdzie niemalże każda rodzina nie wyobraża sobie pogrzebu bez księdza. Od czasu do czasu można nawet usłyszeć, że właśnie ten społeczny rytuał uchroni nas przed laicyzacją i przemianami, jakie nastąpiły na Zachodzie. Nie do końca wiadomo, czy przywoływane argumenty wynikają z wiary w trwałość obyczaju, czy z lęku przed tym co nowe, wymagające zmiany myślenia i form działania. Prawdopodobnie jedno i drugie. Nie od dziś przecież wiadomo, że największym wrogiem lepszego nie jest złe, ale właśnie to, co wydaje się być dobre.

Na potrzebę nowej ewangelizacji wskazał przed paru laty znany wykładowca, katecheta i autor książek dla młodzieży. Oto fragment jednego z bestsellerów. „Dla wielu Bóg jest bardziej odległy niż UFO. Przekonałem się o tym, kiedy zaproszono mnie na spotkanie z bierzmowanymi, abym w sposób ciekawy opowiedział im o modlitwie. Animator odpowiedzialny za grupę już na wstępie poinformował mnie, że nie jest to łatwy zespół. Po kurtuazyjnych powitaniach zacząłem ‘płynąć’ i niczym złotousty kaznodzieja opowiadać o kolejnych stopniach modlitewnego wtajemniczenia. Oczywiście starałem się mówić w taki sposób, aby być zrozumianym. Po dziesięciu minutach zauważyłem, że towarzystwo patrzy na mnie jak na przybysza z innej epoki. ‘Strój rzeczywiście mam ze średniowiecza, ale to nie wszystko!’ – pomyślałem, nie dając po sobie poznać, że coś zaczyna mi nie pasować. Kiedy przerwałem słowotok i zapytałem, kto wierzy w Boga, na dwadzieścia osób zgłosiły się trzy. Zrozumiałem, że przypominam budowniczego, który chce zbudować dom od dachu. Jak widać od samego początku wszechświata nic się nie zmieniło: najpierw Bóg, a potem cała reszta. Nie można zrozumieć nic z chrześcijaństwa, jeśli na dzień dobry nie zapytamy o Boga, bez którego wszystko przestaje mieć sens” (Rafał Szymkowiak OFM Cap, Spowiedź jest spoko, s. 11-12).

Gdy w drugiej połowie lat siedemdziesiątych ksiądz Blachnicki tworzył plan Wielkiej Ewangelizacji „Ad Christum Redemptorem” wielu zarzucało mu fascynację protestantyzmem i zielonoświątkowcami. Z perspektywy czasu wiemy, że było to wołanie proroka, potwierdzone wspomnianym wyżej nauczaniem Jana Pawła II i hasłem zapowiedzianego przez Benedykta XVI synodu biskupów, mającego zająć się – o czym zapewne już wiemy – ewangelizacją ochrzczonych. Można mieć uzasadnione obawy, że wołanie proroka okaże się – jak zwykle – wołaniem na puszczy. Uzasadnione, bo przecież coraz częściej można usłyszeć, że oaza była dobra w latach osiemdziesiątych, kiedy Kościół był niemalże zepchnięty do podziemia, a dziś są inne czasy i wyzwania. Tymczasem nie od dziś zastanawiam się, czy w ostatnich latach pojawił się w Polsce ktoś, kto lepiej od księdza Blachnickiego osadził wizję duszpasterstwa z jednej strony w realiach zachodzących przemian, w nauczaniu Kościoła z drugiej. Bo przecież zaproponowana droga od ewangelizacji, przez oparte o Obrzędy Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych kroki ku dojrzałości chrześcijańskiej, do diakonii czyli zaangażowaniu w budowanie Kościoła – wspólnoty, wpisuje się zarówno w najstarszą tradycję, prowadzącą wierzącego od oświecenia, przez oczyszczenie do zjednoczenia, jak i we wspomniane wyżej propozycje dokumentu o nowej ewangelizacji, skierowanej do chrześcijan, którzy oddalili się od Kościoła.

Na koniec trzeba pokłonić się autorowi dopisku pod wczorajszym komentarzem Joanny Kociszewskiej. Pan Marcin miał rację. Żeby były więzi i empatia, i życzliwość, i zrozumienie – nie trzeba Pana Boga. Ale dla budowania Kościoła, rozumianego jako wspólnota, pytanie o Boga jest pytaniem najważniejszym. Powtórzmy jeszcze raz za ojcem Szymkowiakiem: „Nie można zrozumieć nic z chrześcijaństwa, jeśli na dzień dobry nie zapytamy o Boga, bez którego wszystko przestaje mieć sens”.  


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
2°C Piątek
wieczór
wiecej »