Piotr Semka w tygodniku „Uważam Rze” skonstatował, że Kościół w Polsce jest „poręcznym chłopcem do bicia”. Nie jest to stwierdzenie odkrywcze. Co gorsza, czytając tekst Piotra Semki raz po raz miałem wrażenie, że on sam dołączył do kolejki bijących. Cała różnica w tym, że uprzednio nałożył rękawiczki.
Prawdą jest (co odnotował publicysta „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”), iż bicie w Kościół to (zwłaszcza dzisiaj) żadna sztuka. Nie wymaga ani szczególnych umiejętności, ani szczególnego wysiłku. Ani nawet szczególnej wiedzy o Kościele. Niestety, jako Kościół, łatwo się podkładamy i zdecydowanie ponad potrzebę nadstawiamy nie tylko drugi policzek. Między innymi pozwalając na dzielenie nas na rozmaite sposoby.
Jednym z najczęściej stosowanych przez chętnych do bicia Kościoła zabiegiem jest wbijanie klina między duchowieństwo i świeckich, wieńczone najczęściej redukowaniem pojęcia Kościoła do „księży i biskupów” lub nawet tylko do episkopatu. Zabieg ten stosują chętnie reprezentanci najrozmaitszych stron. Z przykrością muszę zauważyć, że znalazł on zastosowanie również w tekście Piotra Semki. Zawarte w nim tezy o podzielonym na frakcje episkopacie, który trzyma w niepewności co do istotnych kwestii biedne zagubione owieczki, zdarzyło mi się czytać u komentatorów ze skrajnie różnych opcji.
Pod wieloma względami słuszne (choć niezbyt nowe) wywody Piotra Semki w „Uważam Rze” uzupełnia wywiad z przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefem Michalikiem zrobiony przez Jacka i Michała Karnowskich. Być może jestem uprzedzony, ale czytając go miałem wrażenie, że przeprowadzający rozmowę dziennikarze aż się palą do tego, aby ustawić swego interlokutora w pozycji chłopca do bicia. I to nawet nie dla siebie. Dla innych.
Takiej okazji nie zmarnowała „Gazeta Wyborcza”, w której Katarzyna Wiśniewska za pomocą wyjętych z wywiadu cytatów gładko „przerobiła” abp. Michalika na niemalże aktywistę jednej partii i to w dodatku nielojalnego wobec innych biskupów.
Ręce opadają...
Podobno kard. Armand Jean de Richelieu westchnął kiedyś: „Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam”. Mam ochotę sparafrazować tę myśl duchownego, którego negatywny wizerunek niezwykle skutecznie utwierdził w świadomości świata Aleksander Dumas i westchnąć: „Boże, strzeż Kościół od obrońców, z atakującymi go jakoś sobie poradzi”.
W czasach PRL-u w Kościele w Polsce dość często kierowano się zasadą, aby głośno nie krytykować błędów, a czasami nawet ewidentnego zła, które się we wspólnocie zdarzyło, aby nie dawać ówczesnej, walczącej z Kościołem bez pardonu, władzy argumentów do atakowania. Broń Boże nie namawiam do powrotu w Kościele do takiej taktyki. Jednak jestem przekonany, że jeśli ktoś chce zasłaniać Kościół przed ciosami, na które nie zasłużył, powinien to robić w taki sposób, aby nie tylko nie pogarszać jego sytuacji, ale żeby faktycznie jego zabiegi przyniosły pożądany skutek. Tylko trzeba pamiętać, że wtedy można samemu nieźle oberwać...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.