Reklama

Biały Tydzień

Akcja goni akcję. Im więcej akcji, tym mniej formacji. A potem wielkie zdziwienie. Bo miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.

Reklama

Gdy na dużej parafii proboszcz chce od jakiejś sprawy umyć ręce, deleguje wikariusza. Mała parafia takich możliwości nie daje. Nie ma na kogo zrzucić odpowiedzialności. Znalazłem się kiedyś w roli takiego właśnie delegata. Chrzest był nietypowy. Oni nie chcieli robić tego w niedzielę, a proboszcz nie chciał wchodzić z nimi w konflikt. Zatem jako delegat sprawowałem święte czynności aż do momentu dla tego sakramentu najważniejszego. Gdy już trzymałem w dłoni naczynie z wodą, a rodzice pochylili głowę dziecka nad chrzcielnicą, postanowiła interweniować babcia. (Nie mylić z często wspominaną w tych komentarzach Babcią.) Podbiegła i chwyciła mnie za rękę. Tego nie, bo się przeziębi. Zażądała tonem tak zdecydowanym i kategorycznym, że nie wiedziałem, co mam dalej robić. Rodzice dziecka też wydawali się być po jej stronie. Duch Święty chyba zadziałał. Powiedziałem o podgrzanej uprzednio wodzie i jakoś poszło. Chociaż babcia do końca nie była przekonana, narzekając po nosem na kościelne zwyczaje.

Takie zdarzenie w ciągu kilkudziesięciu lat kapłańskiej posługi, na szczęście, miało miejsce tylko raz. Nie jest zatem normą. Wspomniałem o nim, bo takie jednostkowe i  w pewnym sensie ekstremalne przypadki najlepiej pokazują słabe miejsca. Czyżby zatem opowiedziana historia miała sugerować, że chrzest jest słabym ogniwem naszego duszpasterstwa? I tak i nie. Tak, bo świadomość płynących z tego sakramentu zobowiązań jest coraz mniejsza. Nie, ponieważ otrzymane na chrzcie dziecięctwo Boże jest darem łaski. Czymś, co jest niezależne od człowieka. Łaska czyni cuda, ale – jak mawiano w tradycyjnej teologii – nie przekreśla natury. Czyli rozumu i woli. Może zabrzmi to obrazoburczo, ale nasuwa się czasem pytanie, czy takie zaniedbanie w formacji rozumu i woli nie jest grzechem w nadziei na miłosierdzie Boże?

Stawiam te pytania w tygodniu zwanym białym. Tak również nazywana była najbliższa niedziela. Dominica in albis. Cechą charakterystyczną tego czasu jest nie tylko wspominanie spotkań Zmartwychwstałego z uczniami. To również czas bardzo intensywnej katechezy, wyjaśniającej skutki chrztu. Aż chce się zacytować starożytną pątniczkę do Ziemi Świętej. „Gdy nadejdą dni Paschy, przez owe osiem dni, to jest od Paschy aż do oktawy, gdy już dokonano rozesłania, z kościoła z hymnami idą do Anastasis. Zaraz ma tam miejsce modlitwa, wierni otrzymują błogosławieństwo, a biskup staje wsparty o kratę, która jest wewnątrz groty Anastasis i objaśnia wszystko, co dotyczy chrztu. W tej godzinie żaden katechumen nie ma przystępu do Anastasis – wchodzą tam tylko neofici i wierni, którzy chcą posłuchać tajemnic. Zamyka się więc drzwi, by żaden katechumen nie mógł tam się dostać. Wszystko jest zatem szczegółowo omawiane i wykładane, a tak wielkie podnoszą się głosy zachwytu, że dają się słyszeć na zewnątrz kościoła. Kiedy bowiem tajemnice są odsłaniane, nie ma nikogo, kto by nie był poruszony tym, co słyszy” (Egeria, Pielgrzymka do miejsc świętych, 47.1-2). Przypomniałem sobie ten fragment czytając wielkanocny list Prymasa Czech, w którym przypomina, „iż fundamentem życia chrześcijańskiego musi być uświadomienie sobie godności i odpowiedzialności wynikającej z chrztu, siły, odwagi oraz dojrzałej mądrości wypływających z sakramentu bierzmowania i bezpośredniego udziału w Ciele Chrystusa.” W tym samym liście przestrzega on duszpasterzy i pracowników Kościoła przed działaniami biurokratycznymi czy „akcyjnością”.

Akcyjność nie jest zagrożeniem wyłącznie dla katolików czeskich. Rocznice, rocznice rocznicy, peregrynacje i okolicznościowe tygodnie, zbierania podpisów i marsze, beatyfikacja i dziękczynienie za beatyfikację, pielgrzymka i dziękczynienie za pielgrzymkę… Akcja goni akcję. Im więcej akcji, tym mniej formacji. A potem wielkie zdziwienie. Bo miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.

Jeśli już jesteśmy przy tym uświadamianiu sobie godności i odpowiedzialności wynikającej z chrztu. Zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI zachęcali, by szczególną troską i opieką otoczyć Ruch Światło-Życie. Między innymi dlatego, że proponuje oddzielny rok formacji (katechezy, celebracje, spotkania w grupach, osobiste spotkanie ze słowem Bożym), koncentrującej się na sakramencie chrztu. Jej poszczególne etapy są nazwane krokami ku dojrzałości chrześcijańskiej. Od wiary, rozumianej jako osobista relacja i wybór, do Agape – bezinteresownej miłości za cenę Chrystusowego krzyża i przekreślania własnego egoizmu. Wszystko przeplecione celebracjami z Obrzędów Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych. Piękna jest ta droga, przez kardynała Wojtyłę nazwana eklezjologią Vaticanum II, przełożoną na język praktyki. Tylko czemu z różnych ust coraz częściej można usłyszeć, że to było dobre na tamte czasy stanu komunizmu i stanu wojennego. Cóż, skoro – zdaniem wielu komentatorów – największym dziełem Jana Pawła II było obalenie komunizmu, to może i oaza temu wyłącznie miała służyć. Skoro totalitaryzm padł, oaza nie jest już potrzebna. Tylko czekać kiedy Jan Paweł II też przestanie być potrzebny. Bo przecież diabelski system padł…  

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Poniedziałek
rano
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
2°C Wtorek
noc
wiecej »