Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oznajmił w czwartek, że nie ma zamiaru targować się z Unią Europejską o opozycjonistów uwięzionych po wyborach prezydenckich i uważa za zbędne "wymienianie ich na negocjacje" - podała oficjalna agencja BiełTA.
W ten sposób Łukaszenka skomentował niedawną wypowiedź szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, który mówił, że UE jest gotowa udzielić Białorusi konsultacji w sprawie reform gospodarczych w zamian za uwolnienie więźniów politycznych.
"Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, ilu zostało osądzonych w sprawie tych zamieszek i znajduje się w miejscach pozbawienia wolności" - oświadczył. Jako masowe zamieszki władze Białorusi określają demonstrację opozycji w wieczór po wyborach prezydenckich 19 grudnia ub. roku.
"Nie mam zamiaru z nikim się targować" - zaznaczył Łukaszenka. Dodał następnie: "Targować się z UE i wymieniać tych ludzi na jakieś negocjacje, rozmowy - to absolutnie nie jest nam potrzebne".
Ocenił, że spośród 600 osób zatrzymanych po demonstracji "28 czy 30 znajduje się w niezbyt oddalonych miejscach, w więzieniu, czy z wyrokiem w zawieszeniu".
"Jeśli UE chce ich wziąć do siebie - jutro wypiszemy bilet i wyślemy, bez problemu. Niech zabierają, jeśli oni (Europejczycy - PAP) są takimi opiekunami do więźniów politycznych. Jutro wsadzimy do jednego wagonu wszystkich, nawet tych, którzy dzisiaj są na wolności i muczą na placach" - powiedział białoruski lider.
Nawiązując do wypowiedzi Sikorskiego, zauważył: "Chciałbym powiedzieć panu Sikorskiemu, że już otrzymywaliśmy od niego konsultacje w przeddzień wyborów prezydenckich. (...) Tym niemniej, nie odrzucam jego propozycji i konsultacji - może zrozumiał, uświadomił sobie, że to on sam jest winny, że to nie my stworzyliśmy tę sytuację". Dodał następnie: "Może to jest sygnał i nie będziemy go odrzucać, ale konsultacji nam żadnych nie trzeba, jesteśmy mądrymi ludźmi".
Łukaszenka nawiązał również do milczących protestów zwoływanych przez internet co środy w centralnych punktach miast Białorusi, podczas których ludzie wyrażają klaskaniem swój protest przeciw polityce władz. Nazwał ich uczestników "parszywą niedużą masą, która drepce po placach, ni to muczy, ni to tupie, ni to krzyczy".
"Widzicie, mają swoje czarne środy. Zbierają po 500-600 ludzi i zaczynają prowokować, żeby zrobić obrazek i pokazać na Zachodzie, bo na to im dają pieniądze" - mówił Łukaszenka. Pod adresem ludzi, którzy "nazywają się opozycją" dodał, że to "wrogowie narodu i piąta kolumna".
"Cała ta piąta kolumna dobrze rozumie, że jeszcze trzy miesiące i ludzie zapomną, że wzrosły jakieś ceny (...) i wtedy nie będzie powodów do tupania i muczenia" - powiedział Łukaszenka.
W wyniku dotychczasowych pięciu akcji protestu (15, 22, 29 czerwca oraz 3 i 6 lipca) na Białorusi zatrzymano, według szacunków obrońców praw człowieka, około 1730 osób, w tym 980 w Mińsku. Znaczna część zatrzymanych została skazana na kary aresztu lub grzywny. W Mińsku trwają w czwartek procesy zatrzymanych uczestników protestów.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.