Nie da rady. Jakbym tego tematu nie próbował ugryźć, znosi mnie felietonowo na inne strony.
Może o znaczkach znowu coś? Ale w klaserze ostatnio nic tylko slava, slava, Bratislava. Tylko bloczki z biennale z lat ’80 przybywają. Pewnie Polacy też coś tam wystawiali, ale na reprodukcjach sami artyści z DDR, ZSRR, a tak dál...
No to może okiem regionalisty rzucić na wiadomy, biało-czerwony temat? Gdzie tam. Po ostatnim 0:5 Chrobrego na Śląskim lepiej tego tematu nie ruszać, bo jeszcze wyjdzie, że prowokacja jaka. Manifestacja. Zepsute święto. A i w naszym muzeum, na nowej wystawie, nic tylko artystyczne, żeliwne odlewy Goethego, Schillera, pruskiej królowej Luizy („a Królowo Luiza to jeszcze fedruje?” - rzucamy czasem w rozmowach ze znajomymi, gdy powspominało się już chyba wszystko co było do powspominania i szukamy tematu o czym by tu jeszcze pogadać. A była kiedyś na Śląsku taka kopalnia).
Lektury? Przed tygodniem wspominałem już Państwu, pół żartem, pół serio, o Kozakach-wilkołakach z cyklu Rafała Dębskiego. Ostatecznie na te jego Dzikie Pola się nie wybrałem. Rzuciło mnie dalej. Dwa tysiące kilometrów za Moskwę.
Wszystko za sprawą opowiadania „Jewgienij Krykanow u carskich wrót”. Autor polski. Maciej Głowacki. Więc i publikacja w dziale proza polska listopadowej „Nowej Fantastyki”. Ale temat już arcyruski.
- Pisze, a nie maluje. – Krykanow poprawił kierowcę, spoglądając na sięgający nieba monastyr. – Ikona jest jak tekst, instrukcja dobrego życia. Nie możesz improwizować instrukcji, musisz ją zaplanować, stworzyć z najwyższym pietyzmem. Dobra ikona musi mieć swoją historię, stojącą za nią. Opowieść o walce z grzechem, dobrym uczynku, mądrości życiowej…
Tak rozpoczyna się to opowiadanie, w którym dalej będą działy się cuda i dziwy niesłychane. Monastyr niby sięgający nieba, ale i w głąb ziemi, w czeluści piekielne nieźle „zapuszczony”, więc trochę „Matka Joanna od Aniołów” się kłania. Ale tylko trochę. Zresztą za dużo też Państwu zdradzić nie mogę, bo to nie wypada. Za świeży to tekst, by ujawniać kolejne (zaskakujące!) finały tej opowieści.
Ale sama opowieść niczego sobie. Świetnie oddająca mistyczną, duchową aurę prawosławia, ale i jego odwieczne uwikłanie, uzależnienie, bycie na usługach władz carskich, komunistycznych, a ostatnio konszachty z Putinem.
Da się z tego wyplątać?
Głównemu bohaterowi próbuje jakoś w tym pomóc, odzywający się do niego czasami z ikony, święty Jerzy. Więc dej nōm wsziskim, Boże, takigo patrōna.
Nawet jeśli nie jest to patron Polski.
O!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Przyszedł św. Mikołaj do Polaków, ale nie do pracowników handlu"
Nie może być jedynie forum dla krajów, które myślą w ten sam sposób.