Ława przysięgłych uznała w poniedziałek byłego producenta filmowego Harveya Weinsteina w procesie mającym miejsce w Los Angeles winnym gwałtu i innych przestępstw seksualnych. Grozi mu kara do 24 lat więzienia.
70-letni potężny niegdyś magnat filmowy, skazany za podobne wykroczenia w Nowym Jorku, odbywa już od dwóch wyrok 23 lat więzienia. W obydwu procesach nie przyznał się do winy.
W Los Angeles ława przysięgłych zdecydowała, że Weinstein jest winny gwałtu, wymuszonego seksu oralnego oraz innego przestępstwa seksualnego, o które obwinia go kobieta nazwana Jane Doe 1.
Jednocześnie ława przysięgłych nie była w stanie osiągnąć porozumienia w sprawie decyzji dotyczącej kilku zarzutów, w tym ze strony dokumentalistki Jennifer Siebel Newsom, żony kalifornijskiego gubernatora Gavina Newsoma, a także byłej włoskiej modelki i aktorki oskarżającej ówczesnego producenta o gwałt.
"Jej (Newsom) intensywne i emocjonalne zeznania o tym, że została zgwałcona przez Weinsteina w pokoju hotelowym w 2005 roku, przyniosły najbardziej dramatyczne momenty procesu" - oceniła AP.
Zastępca prokuratora okręgowego Marlene Martinez w końcowym przemówieniu podkreśliła, że najwyższa pora zakończyć rządy terroru Weinsteina.
"Nadszedł czas, aby władca został postawiony przed sądem" - argumentowała.
W opinii obrońców Weinsteina zeznania dwóch z kobiet o spotkaniach z Weinsteinem były kompletnymi kłamstwami. W przypadku pozostałych dwóch, przekonywali, były to w 100 proc. "konsensualne" interakcje. Później jednak zmieniły zdanie.
"Cóż, wściekłość nie oznacza faktu. A łzy nie czynią prawdy" - twierdził adwokat Weinsteina Alan Jackson.
AP zwraca uwagę, że nowojorskiego wyroku na Weinsteina nie uchyliła apelacja, ale sprawa trafi jeszcze w przyszłym roku do stanowego sądu najwyższego. Także wyrok, który zapadnie w następstwie decyzji kalifornijskiej ławy przysięgłych, prawdopodobnie zostanie zaskarżony.
Ujawnił to specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg.
Rządząca partia PAS zdecydowanie prowadzi po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów.
FBI prowadzi śledztwo, traktując incydent jako "akt przemocy ukierunkowanej".
Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”.