Pamiętam oburzenie pewnego zacnego katolika, gdy dowiedział się, co Jan Paweł II robił z dawanymi mu w prezencie kielichami i innymi naczyniami liturgicznymi.
Kto uważa, że da się uprawiać politykę obok moralności, ten okłamuje siebie i innych.
Kraj, który jeszcze kilka lat temu wydawał się trwałą twierdzą „normalności", dziś jest w czołówce odrzucania nie tylko głoszonych przez Kościół zasad, ale również prawa naturalnego.
Podnoszenie do poziomu narodowego, a nawet międzynarodowego problemu kwestii, ile słów zamienił Benedykt XVI z dyrektorem toruńskiej rozgłośni, ociera się o paranoję.
W argumentacji przedstawionej przez szkołę zabraniającą noszenia „obrączki czystości" jest coś niesłychanie groźnego.
Demonstracje są ze strony ich uczestników głośnym wołaniem „Jesteśmy!". Do tego słowa dodawane jest określenie mówiące kim są.
„Prawda i odpowiedzialność" - już sam tytuł wskazuje, na co należy położyć największy nacisk.
Byłoby idealnie, gdyby zauważając dotychczas wykluczonych nie wykluczać tych lepiej sobie radzących.
Czynienie z wolności słowa najwyższej, niczym nieograniczonej zasady, prowadzi do paranoi.
Trzeba iść z Dobrą Nowiną o zbawieniu w sam środek. Tam, gdzie się gromadzą ludzie. Tam gdzie rozmawiają o wszystkim tym, co jest dla ich życia ważne.