Prezydent USA Barack Obama wykorzystał szczyt państw APEC, by zwiększyć presję na Chiny, domagając się uwolnienia kursu chińskiej waluty. Jej zawyżony kurs "szkodzi gospodarce i rynkowi pracy w USA" - głosi komunikat wydany w niedzielę na zakończenie szczytu.
Prezydent Obama "podkręcił presję wywieraną na Chiny" w związku z metodami ochrony własnej gospodarki stosowanymi przez Pekin w sferze handlu i polityki walutowej, które zdaniem USA są nie fair - piszą agencje, podsumowując dwudniowy szczyt APEC (Współpracy Ekonomicznej Azji i Pacyfiku).
"Dość, znaczy dość" - powiedział Obama. Zażądał, by Chiny przestały "ogrywać" międzynarodowy system walutowy i stworzyły pole do uczciwej gry i sprawiedliwej współpracy z USA i innymi zagranicznymi partnerami.
Agencja Reutera przypomina jednak, że twarda retoryka prezydenta USA może w praktyce nie znaleźć posłuchu w Pekinie, gdyż Chiny są największym kredytodawcą USA, mają też największe na świecie rezerwy amerykańskiej waluty. Wpływ, jaki Waszyngton może mieć na Chiny, jest ograniczony - pisze Reuters.
Niemniej Obama powtarzał z naciekiem w Honolulu, gdzie odbył się szczyt, że sztucznie zaniżany kurs juana szkodzi amerykańskiej gospodarce i eksportowi, a także zabiera stamtąd miejsca pracy.
Chiny przedstawiają się często jako "kraj rozwijający się. Nawiązując do tego prezydent USA powiedział, że Pekin już "dorósł" i powinien na światowym rynku zachowywać się adekwatnie: zmierzać w stosownym, bezpiecznym tempie do stopy wymiany waluty określanej przez rynek i zachowywać się odpowiedzialnie, jak przystało na drugą największa gospodarkę świata - relacjonuje apele Obamy japońska agencja Kyodo.
Według amerykańskiego prezydenta, "rola Chin jest obecnie inna niż 25 czy 30 lat temu, gdy wtedy złamały one jakieś zasady, nie miało to znaczenia, nie miało istotnego wpływu" na światową gospodarkę. Teraz, gdy Chiny "dorosły", powinny brać pod uwagę ogromne rozmiary swej gospodarki i jej wpływ na cały świat.
Większość ekonomistów ocenia, że juan jest niedowartościowany o 20 do 25 proc. - przypomniał Obama. "A to oznacza, że nasz eksport do Chin jest znacznie droższy, a import (chińskich towarów) do USA o wiele tańszy" - cytuje prezydenta USA agencja Kyodo. Podaje też, że prócz publicznych wystąpień, w których Obama przywoływał chińskie władze do porządku, "gorzką wiadomość" przekazał on też osobiście prezydentowi Chin Hu Jintao podczas sobotnich rozmów dwustronnych z przedstawicielami Państwa Środka.
W imieniu Pekinu ripostował publicznie wysoki rangą przedstawiciel dyplomacji Pang Sen, stwierdzając, że Chiny odmawiają dostosowywania się do reguł, których z nikim nie ustalały. "Jeżeli reguły określane są kolektywnie i na drodze uzgodnień, a Chiny biorą udział w tym procesie, to będą działać zgodnie z nimi. Jeśli przepisy ustala jedno lub nawet kilka państw, Chiny nie są zobligowane do słuchania ich" - powiedział Pang, cytowany przez Reutera.
Według AFP chiński prezydent Hu Jintao odpowiedział Obamie, że "nawet jeśli (kurs) juana wzrośnie znacząco, to nie rozwiąże to problemów USA". Mimo to Hu obiecał, że Pekin uelastyczni kurs wymiany juana, jednak będzie to robił stopniowo.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".