Ciała pięciu poległych w środę w Afganistanie żołnierzy zostały przywiezione do Polski. Jesteśmy wstrząśnięci tą tragedią - napisał do uczestników ceremonii na warszawskim Okęciu prezydent Bronisław Komorowski. Zapewnił, że misja polskiego kontyngentu będzie kontynuowana.
Samolot C-130 Hercules, który wylądował w Warszawie w piątek ok. godz. 16, przywiózł trumny z ciałami pięciu żołnierzy, którzy zginęli, gdy pod ich pojazdem wybuchła mina-pułapka, podłożona przez talibów. W wojskowym porcie lotniczym, z udziałem rodzin i najbliższych poległych żołnierzy, odbyła się ceremonia powitania z honorami wojskowymi.
"Jesteśmy wstrząśnięci tragedią, która zabrała naraz pięć ludzkich istnień. Cios jest tym bardziej bolesny, że spadł na nas tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Świętami, które milionom ludzi na całym świecie niosą przesłanie radości, pokoju i nadziei" - napisał do uczestników ceremonii prezydent.
Zapewnił, że "w obliczu tej tragedii wszyscy jesteśmy jedną wielką polską rodziną, opłakującą śmierć naszych bohaterskich rodaków". Podkreślał, że polegli byli dobrymi żołnierzami; za ofiarną służbę złożył im "wyrazy najgłębszego szacunku".
"Nie bacząc na trudy i niebezpieczeństwa, nasi żołnierze wypełniają w Afganistanie sojusznicze zobowiązania. Służą tam z przekonaniem, że wypełniają misję wielkiej wagi, by pomóc mieszkańcom w przywracaniu normalnej egzystencji, w umacnianiu wolności i poczucia bezpieczeństwa" - podkreślił Komorowski w liście.
"Z szacunku dla poniesionych w czasie tej misji ofiar, w imię naszej sojuszniczej solidarności i wiarygodności będziemy tę misję realizować zgodnie z ustaleniami szczytu w Lizbonie" - zaznaczył prezydent, nawiązując do ustaleń NATO z 2010 r., że wycofanie z Afganistanu nastąpi do końca 2014 r.
List prezydenta odczytał szef BBN Stanisław Koziej, który tłumaczył, że prezydent nie mógł osobiście przybyć na uroczystość.
"Modlimy się za nich i ich najbliższych, aby dobry Bóg pocieszył ich w nieszczęściu" - mówił w imieniu prezydenta Koziej.
Szef MON Tomasz Siemoniak, przemawiając na lotnisku, zapewniał, że "bandytów odpowiedzialnych za śmierć naszych żołnierzy będziemy ścigać aż do skutku, do postawienia ich przed sądem". Podkreślił, że to "sprawa honoru żołnierzy i naszych sumień".
"Niech Polacy, łamiąc się opłatkiem, pomyślą o tym, że przy wigilijnych stołach zabraknie pięciu wspaniałych chłopaków. Cześć ich pamięci!" - powiedział minister. Zapewnił też rodziny poległych o "pełnym wsparciu i w tej chwili, i w przyszłości".
Dowódca operacyjny Sił Zbrojnych gen. Edward Gruszka nawiązał w swoim przemówieniu do tego, że polegli służyli w zespole odbudowy prowincji Ghazni. "Misja, którą rozpoczęliście w Afganistanie, była przepełniona głębokim humanizmem i oddaniem sprawom ludzkim, sprawom pomocy najuboższym rodzinom afgańskim. Zdradziecką śmierć zadali wam ludzie wywodzący się z narodu, któremu tak ofiarnie pomagaliście i służyliście" - powiedział Gruszka.
W ceremonii na Okęciu uczestniczyli także szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski, szef Sztabu Generalnego WP gen. Mieczysław Cieniuch, dowódcy rodzajów Sił Zbrojnych. Podczas uroczystości szef MON złożył kwiaty przy trumnach, a modlitwę poprowadził biskup polowy WP Józef Guzdek.
Polegli to: szer. Krystian Banach (miał 22 lata, był kawalerem), st. kpr. Piotr Ciesielski (33 lata, pozostawił żonę i dwie córki), st. szer. Łukasz Krawiec (24 lata, był kawalerem), st. szer. Marcin Szczurowski (miał 30 lat, pozostawił żonę i dwie córki) oraz st. szer. Marek Tomala (miał 25 lat, zostawił żonę i córkę). Wszyscy służyli w 20. Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej. Ciesielski został pośmiertnie awansowany do stopnia młodszego chorążego, pozostali - do stopnia sierżanta.
Ich pogrzeby odbędą się w Wigilię w rodzinnych stronach żołnierzy. Trzech spocznie w woj. warmińsko-mazurskim, pozostali - na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.