Umorzenie śledztwa dotyczącego propagowania faszyzmu na internetowej stronie Redwatch jest prawomocne; nikt w tej sprawie nie złożył zażalenia na decyzję prokuratury - poinformowała warszawska prokuratura okręgowa.
Dochodzenie dotyczące Redwatch wszczęto na początku listopada zeszłego roku. Na stronie do listy "zdrajców rasy" dopisano wcześniej posłów wybranych w ostatnich wyborach - działaczkę społeczną wspierającą osoby transseksualne Annę Grodzką oraz ekonomistę Killiona Munyamę. W sprawie wpłynęło do prokuratury kilka zawiadomień, w tym od szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Niedawno media informowały o umorzeniu tego śledztwa. "Decyzję o umorzeniu podjęto z powodu niewykrycia sprawców" - powiedziała rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Monika Lewandowska.
Prokurator dodała, że administratorem strony jest spółka amerykańska. "Przesłuchania w drodze pomocy prawnej okazały się niemożliwe, bo USA konsekwentnie odmawia pomocy w tego typu sprawach, powołując się na I poprawkę do konstytucji Stanów Zjednoczonych" - zaznaczyła. Dodała, że w oparciu o polskie prawo telekomunikacyjne nie istnieje możliwość blokady tej witryny.
O stronie Redwatch stało się głośno w 2006 r. po ataku na jednego z działaczy anarchistycznych Macieja D. Na stronie publikowano m.in. adresy i wizerunki osób określanych jako "wrogowie rasy". W niektórych przypadkach zamieszczono ich zdjęcia, rysopisy, adresy zamieszkania i pracy lub szkoły, daty urodzenia, informacje o miejscach spędzania wolnego czasu, a nawet telefony. W czerwcu 2009 r. po orzeczeniu Sądu Najwyższego ostateczny stał się wyrok 10 lat więzienia dla Marka B. za atak i próbę zabójstwa Macieja D.
W grudniu zeszłego roku Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał natomiast trzech mężczyzn za winnych redagowania witryny Redwatch i nawoływania publicznie do przemocy wobec osób innej orientacji seksualnej czy narodowości. Andrzeja P. sąd skazał na karę półtora roku pozbawienia wolności, Mariusza T. na rok i trzy miesiące, a Bartosza B. na rok i miesiąc.
Według wrocławskiego sądu główną osobą prowadzącą niezgodną z prawem działalność był Andrzej P. W trakcie jednego z koncertów poznał pozostałych oskarżonych i wspólnie wymyślili, że w internecie będą prezentować swoje poglądy m.in. wobec mniejszości narodowych. "W tym też celu została założona strona internetowa, która miała serwer w USA. Dlatego też osoba, która w USA prowadziła tę stronę, nie poniosła odpowiedzialności karnej przed polskimi organami wymiaru sprawiedliwości" - uzasadniał wyrok sędzia.
Od stycznia prowadzone jest postępowanie w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Mokotów w sprawie opublikowanej w internecie listy domniemanych faszystów. Media donosiły wówczas, że na jednej z lewicowych stron opublikowano wykradzione przez hakerów dane osób z całego świata uznanych za faszystów. Na liście miało być m.in. 450 nazwisk z Polski.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.