Trwa spór wokół publikacji wydawnictwa VOCATIO, poświęconych wychowaniu. Kontrowersję wywołał Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak, który w lutym tego roku zażądał od wydawcy Piotra Wacławika wycofania z rynku dwóch tytułów, wydanych przez tę oficynę - "Dzieci i wychowanie. Pytania i odpowiedzi" Jamesa C. Dobsona oraz "I kto tu rządzi? Poradnik dla sfrustrowanych rodziców" Roberta Barnesa.
Niepokój rzecznika wzbudziły rady stosowania kar cielesnych, zawartych w poradnikach. Zdaniem Marka Michalaka mogą one skutkować popełnieniem przestępstwa z art. 217 par. 1 (Kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku), Kodeksu Karnego, a w określonych okolicznościach z art. 207 par. 1 (Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim ..., podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5).
Prośba do wydawcy, donos do prokuratury
W kwietniu Piotr Wacławik otrzymał pismo z Biura RPD z prośbą o wycofanie publikacji Dobsona i Barnesa ze sprzedaży. Równolegle z „prośbą o wycofanie książek” poszło jednak doniesienie do organów ścigania o zbadanie publikacji, które mogłyby skutkować przestępstwem. Wydawca został już przesłuchany przez dwie prokuratury, co prawda nie jako podejrzany, ale „w sprawie”. Nie otrzymał jednak dotychczas żadnego wyjaśnienia z Biura Rzecznika, jakie fragmenty zakwestionowanych publikacji zostały uznane za potencjalne zagrożenie dla ładu prawnego.
Katolicka Agencja Informacyjna zwróciła się do Biura RPD z prośbą o wskazanie niepokojących fragmentów. W wyjaśnieniu, przesłanym KAI, podano „cytaty z książek, które mogą bulwersować”: "I kto tu rządzi?" Robert Barnes - „Ze łzami w oczach wymierzyłem mu klapsa drewnianą łyżką kuchenną, którą pozostawił po sobie poprzedni dyrektor”. „Wymierzanie klapsów jest kontrolowaną formą wpajania dziecku dyscypliny, gdzie spokojny rodzic wykorzystuje drewnianą łyżkę bądź inny rodzaj rózgi, wymierzając dziecku klapsy w pupę celem poprawy zachowania”. W książce James’a C. Dobsona "Dzieci i wychowanie" można przeczytać "A jeśli i wtedy chłopiec nie posłucha, to gdy tylko postawi nogę na podłodze, należy go po niej uderzyć cieniutką rózgą. Narzędzie kary kładziemy następnie w widocznym miejscu i surowo zapowiadamy, że przy kolejnej próbie złamania zakazu operacja zostanie powtórzona”, „Kiedy zajdzie konieczność wymierzenia kary fizycznej, należy do tego celu używać przedmiotów takich jak cienka witka lub pasek, ręki natomiast tylko wyjątkowo”.
W odpowiedzi dla KAI RPD przypomniał, że 1 sierpnia 2010 r. wszedł w życie przepis (art. 96 Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego), który wyraża ogólny zakaz karcenia cielesnego dziecka. „Kary cielesne, które są przejawem zarówno przemocy fizycznej jak i psychicznej, są niebezpieczne dla zdrowia, rozwoju i szeroko rozumianego dobra dziecka. Ich stosowanie może doprowadzić do powstania urazów fizycznych, do rozwinięcia u dziecka zachowań agresywnych, lęku przed dotykiem, izolowania się od rówieśników oraz innych zachowań negatywnie wpływających na funkcjonowanie dziecka. Jednocześnie kary cielesne nie służą właściwym zachowaniom ani nie eliminują zachowań niepożądanych” - napisał rzecznik.
Co na to praktycy?
Innego zdania są pedagodzy z dużym stażem i praktyką wychowawczą. Piotr Wołochowicz, dyrektor Fundacji Misja Służby Rodzinie uważa, że problem stosowania kar cielesnych zaognił się w 2010 r. wraz z nowelizacją ustawy o przemocy w rodzinie, która otworzyła państwu możliwość wchodzenia w kompetencje rodziców. Na jej podstawie urzędnik państwowy może nawet zabrać dziecko rodzinie. Ustawa praktycznie daje dzieciom i młodzieży gwarancje bezkarności - wychowanie dziecka jest praktycznie niemożliwe bez jej złamania, gdyż nawet oczywiste polecenie, by potomek wrócił przed godz. 22 do domu może być zinterpretowane jako przemoc psychiczna. - Ta ustawa w obecnej postaci jest hakiem na każdą rodzinę - ubolewa Wołochowicz, który nie ma wątpliwości, że trzeba się z niej wycofać.
Jego zdaniem w książkach Dobsona i Barnesa główny przekaz, kierowany do rodziców, głosi, że należy szanować godność dziecka, akceptować je bezwarunkowo, ale też stawiać wymagania i w określonych warunkach stosować zróżnicowane kary. Jego zdaniem Rzecznik Praw Dziecka powinien bardziej skoncentrować się na zapewnieniu prawa dziecka do posiadania rodziców, którzy się o nie troszczą, na tym żeby stworzyć warunki, umożliwiające matkom wychowanie małych dzieci, by nie musiały oddawać je do żłobka.
Zdaniem prof. Aleksandra Nalaskowskiego, dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, problem z publikacją zakwestionowanych książek ma dwojakie oblicze.
Pierwsze to zawarte w książkach tezy, które RPD uznał za niebezpieczne. Takie instytucjonalne orzekanie o modelu wychowania wydaje się być pozbawione racji, jakkolwiek można z tym dyskutować. We wzorcu liberalnym dominuje zasada „wychowania bezstresowego” pozbawionego kar. Można więc zwrócić uwagę matce, która zbyt kurczowo i zbyt „agresywnie” ściska dłoń malucha rwącego się na środek skrzyżowania w mieście. To też przemoc i ograniczenie fizyczne dziecka! - podkreśla prof. Nalaskowski.
Klaps, prztyczek w ucho, machnięcie ścierką czyli typowo rodzicielskie, spontaniczne zachowania bywają w „pedagogiach bezstresowych” utożsamiane i wymieniane jednym tchem z katowaniem dzieci, okładaniem ich pięściami czy zamykaniem w piwnicy. Pierwsze jednak są wyrazem kontaktu, a drugie jego zaprzeczeniem. Wrzucanie ich do jednego worka świadczy o pedagogicznie słabym wzroku.
Profesor UMK przypomina, że model wychowania jest wybierany przez rodziców i powinien być daleki od ingerencji instytucjonalnych. Nie ma więc sensu dyskusja o zawartości książek, gdyż i tak podlegać one będą ocenie społecznej. - Nie dostrzegam namawiania do przestępstwa w akapitach z rózgą. Jeśli jakiś rodzic w ten sposób zechce wytwarzać pozytywne odruchy i lęk przed popełnieniem złego czynu, to naprawdę jego sprawa. Wszak autorzy nie namawiają do chłosty, lecz sporadycznego przypomnienia o ustalonych zasadach. Bardziej o smagnięciu niż biciu. Pokazują możliwość, a nie konieczność stosowania takich środków. Ich dobór jednakże zawsze będzie zależał od rodziców. Każdy z nich ma prawo rzeczone książki wyrzucić do kosza, może też ich nie kupować. Nie są to bowiem podręczniki obowiązkowe - uważa prof. Nalaskowski.
W jego ocenie druga kwestia to tak naprawdę próba zakazu rozpowszechniania tych publikacji, podjęta przez RPD. Najpierw sugestia o wycofaniu z rynku, a potem groźba doniesienia do prokuratury oraz doniesienie. - To sprawa kuriozalna - uważa pedagog z UMK. Wybrano na cel ataku książki, po które sięgnie znikomy odsetek rodziców, z których większość nie wychyla się poza tabloidy czy portale rozrywkowo-informacyjne. Wiara RPD w to, że książka zmieni rzeczywistość społeczną godna jest kosmity, a nie urzędnika twardo stąpającego po ziemi. Moja mama nie szczędziła mi klapsów za „różańcowe wagary”, a nie miała pojęcia o pracach Dobsona i Barnesa - stwierdza prof. Nalaskowski. I dodaje: Dziwne, że Rzecznik Praw Dziecka nie potraktował wspomnianych tekstów jako głosu w dyskusji, w której mógłby wziąć udział ze swoją opinią i poglądem. Natychmiast sięgnął do instrumentów policyjnych - ubolewa. W jego opinii książki Barnesa i Dobsona w kolejce publikacja, nadających się do oskarżenia są bodaj ostatnie i trzeba postradać rozum, aby postulować taką cenzurę.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.