W subiektywnym przeglądzie prasy dziś o szkole i kuchni, połączonych wspólnym mianownikiem rozlewnego dobra.
Kanapki szykowałem na kolację. Radyjko grało. Wieczorne wiadomości. Gdynia w gronie siedmiu miast przyjaznych niepełnosprawnym. Prezydent miasta odbiera nagrodę. Proszę bardzo, coś dobrego. Można zauważyć, podać do wiadomości, docenić, sprawić radość również słuchaczom. Następna wiadomość i szlachetnej paczce. Ile już przygotowano, ilu jeszcze czeka na darczyńców. Bonum est diffusivum sui. Dobro z natury się rozlewa – jak pisał u schyłku średniowiecza św. Tomasz z Akwinu.
Że wielki teologii, filozof, a przede wszystkim mistyk się nie mylił przekonuje grudniowy numer miesięcznika W drodze. Dwie proste historie o pomaganiu. Bohater pierwszej znany już z mediów. Proboszcz z Gdeszyna. Ile ciekawostek przy okazji. O patronie szkoły, błogosławionym księdzu Zygmuncie Pisarskim, męczenniku II wojny; o wizytach w Gdeszynie marszałka Piłsudskiego i Wandzie Potawskiej, która wolała pracę w wiejskiej szkole od urzędniczej kariery w Warszawie; o jednym z najważniejszych poetów chłopskich okresu międzywojennego – Ferdynandzie Kurasiu.
Lektura tekstu o księdzu wariacie sprawiła mi radość z dwóch powodów. Od dawna bowiem twierdzę, wspierając się własnymi szkolnymi doświadczeniami, że w grupie trzydziestu uczniów to można jedynie pilnować, żeby się nie pozabijali. Dydaktyka z prawdziwego zdarzenia zaczyna się w klasach poniżej piętnastu. Gdzie nauczyciel każdego zna i może poświęcić mu odpowiednią ilość czasu. Jak w Gdeszynie. Chociaż nie tylko tam. Czytając myślałem o dwóch szkołach w okolicy, gdzie rodzice nie ulegli terrorowi urzędników i powołali do życia szkoły społeczne. Dziś na o wiele wyższym poziomie i lepiej wyposażone, niż te utrzymywane przez samorządy. Gdzie dzieci są u siebie i nie muszą przy wysiadaniu z autobusu słuchać złośliwych komentarzy. Gdzie pracują pedagodzy na miarę wspomnianej Wandy Potawskiej.
A szlachetna paczka? Chwała księdzu Stryczkowi za świetny pomysł i wytrwałość. Ale przy okazji o takich nie znanych medialnie inicjatywach. Jak ta druga z prostych historii. Zaczynających się od spotkania na ulicy i kilku słów. „To ja pani pomogę.” Resztę znajdzie sobie czytelnik w miesięczniku. Tu bardziej chodzi o to, by przy okazji zobaczyć tę rozlewającą się rzekę dobra. Te wszystkie panie Marie, Teresy, Marty. Jak babcia Gienia powtarzające sobie każdego dnia: nie płacz, nie rozpaczaj, bo łzami i rozpaczą nikogo nie nakarmisz. Nie chciwe wizyt kamer i mikrofonów. A jeśli już jakieś się pojawią, to czerwieniących się i blednących na przemian. Bo dziś tylko zupa. O tym, że ugotowana za sprzedane ostatnie rodzinne pamiątki, nie wspominających, bo i po co.
Bonum est quod omnia appetunt. Dobro jest tym, czego wszyscy pragną – napisał przed wiekami Akwinata. Dlatego i ja napisałem dziś o tych prostych historiach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.