W święta Wielkanocy w kościołach i kaplicach Singapuru gromadziły się tłumy wiernych. Mimo utrzymującej się groźby zarażenia ciężkim ostrym zespołem oddechowym SARS, chrześcijanie różnych obrządków uczestniczyli w liturgii Wielkiego Tygodnia oraz w Mszy niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego.
W tym samym czasie premier Goh Chok Tong ogłosił "plan wojenny" mający na celu zwalczenie tej choroby płuc, rozprzestrzeniającej się głównie w krajach azjatyckich. Nie zważając na zagrożenie chorobą, wierni wypełniali kościoły Singapuru już na długo przed nabożeństwami. Tak było np. w miejscowej katedrze katolickiej. Mimo SARS ani miejscowy arcybiskup, kard. Nicholas Chia, ani księża, ani też nikt z wiernych nie używał masek. - Ze względu na tłum w kościele, moja siostra chciała założyć maskę, ale ostatecznie zrezygnowała z tego - zaufałyśmy Bogu, powiedziała w rozmowie z niemiecką agencją katolicką KNA jedna z Chinek. Jednak pewne środki podjęto: wielu ludzi postanowiło podczas nabożeństwa pozostać na zewnątrz świątyń, na placach wokół kościołów, aby uniknąć w ten sposób bliskiego kontaktu z innymi. Kościół ze swej strony stara się jednak stosować środki, chroniące wiernych przed ewentualnym zarażeniem SARS. Tak więc na polecenie arcybiskupa wierni nie całowali krzyża w Wielki Piątek, pocałunek pokoju zastąpiono skinieniem głowy, a komunię podawano do ręki. Również osobistą spowiedź zastąpiono specjalnym nabożeństwem pokutnym. - Ten środek okazał się dla wielu wiernych niewystarczający, powiedział KNA ks. Adrian Wee, proboszcz katolickiej parafii św. Piotra i Pawła. Dlatego, mimo obowiązującego zakazu, przez półtorej godziny kapłan słuchał spowiedzi w konfesjonale. - SARS nie minie w ciągu kilkunastu dni, a my nie możemy się całkowicie wyizolować od innych, twierdzą kapłani. I tak np. w niemieckojęzycznej parafii ks. Hans Cornelsen sprawował liturgię wielkanocną w kościele wypełnionym wiernymi. Po liturgii jeden z dyplomatów częstował ciastem, dzielono się też święconymi jajkami. Jak wynika z przeprowadzonych ankiet, ponad 70 proc. społeczeństwa Singapuru nauczyło się już, jak wystrzegać się SARS. W sześć tygodni po tym, jak Światowa Organizacja Zdrowia WHO ogłosiła 12 marca alarm w związku z nieznaną dotychczas chorobą, ludzie starają się powracać powoli do normalnego życia. Nie jest to jeszcze jednak powrót całkowity, gdyż ze względu na brak chętnych, trzeba było np. o prawie połowę zredukować ceny biletów takie atrakcję świąteczne, jak miejscowe ZOO lub spacer na wyspę Sentosa. Zniknęły też kolejki po bilety do kin, pusto jest w Muzeum Sztuki. Chińskie malarstwo XX wieku nie przyciąga nikogo do klimatyzowanych sal wystawowych. - Liczba zwiedzających drastycznie zmalała; nikt teraz nie przebywa chętnie w zamkniętych publicznych pomieszczeniach, twierdzi muzealny kasjer. Premier Tong podkreślił, że zagrożenie chorobą spowodowało w kraju jeden z najcięższych kryzysów. Dotychczas na SARS zmarło w Singapurze 14 osób, a u 177 stwierdzono zarażenie. Straty w gospodarcze szacuje się na miliardy dolarów.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.