Uroczystą Mszą św. w Namugongo - sanktuarium męczenników ugandyjskich zakończył wizytę w Ugandzie kardynał Renato Martino. Przewodniczący Papieskiej Rady "Iustitia et Pax" przez pięć dni przebywał na terenach od lat ogarniętych wojną domową w północnej części Ugandy graniczącej z Sudanem.
- Musimy ratować Afrykę rękami mieszkańców tego kontynentu, podkreślił kard. Martino, wskazując jednocześnie na odpowiedzialność świata zachodniego: "Życzyłbym sobie bardzo, aby wreszcie wspólnota międzynarodowa pomogła Ugandzie pokonać plagę tej wojny, która nęka kraj już od 18 lat, powiedział hierarcha. - Tej wojny nie można zapomnieć, dodał ze wzruszeniem wspominając obraz obozów dla uchodźców, w których w nieludzkich warunkach żyje 1,6 mln ludzi. Również i te obozy są celem zbrojnych napadów. W tej całej wojennej tragedii najgorsza jest sytuacja dzieci, podkreślił przewodniczący Papieskiej Rady Sprawiedliwość i Pokój: - chcąc czuć się nieco bezpieczniej i ujść przed porwaniem przez rebeliantów, dzieci kryją się wieczorami w obiektach kościelnych, w szkołach, szpitalach i domach parafialnych. Według informacji misyjnej agencji "Misna" w Rzymie, wizyta przedstawiciela Stolicy Apostolskiej w regionie ogarniętym wojną domową, została przyjęta przez terroryzowaną przez rebeliantów z "Lord's Resistance Army" (LRA - Armia Oporu Pana) miejscową ludność jako znak solidarności. Konferencja Biskupów Ugandy oświadczyła, ze wizyta przewodniczącego Papieskiej Rady "Iustitia et Pax" stanowi wsparcie dla jej zaangażowania na rzecz ofiar konfliktu. Katolicy stanowią ponad 50 proc. mieszkańców Ugandy. Od blisko 20 lat północny region Ugandy terroryzują bojówki LRA. Rebelianci wciągają do walki tysiące dzieci. LRA powstała w 1988 roku jako organizacja zbrojna o sekciarskiej ideologii społeczno-religijnej. Działa głównie na północy Ugandy w pobliżu granicy z Sudanem, lecz ma ambicje obalenia rządów prezydenta Yoweri Museweniego i zawładnięcia całym krajem, pod hasłem wprowadzenia prawa opartego na biblijnym dekalogu. Oblicza się, że prowadzona od 18 lat przez LRA wojna partyzancka kosztowała życie 100 tys. osób. Rebelianci uprowadzili też około 20 tys. dzieci, które wykorzystywane są jako niewolnicy bądź po przeszkoleniu wojskowym wcielane są do oddziałów zbrojnych.Północna część kraju stanęła wobec widma jednej z największych tragedii humanitarnych. 95 proc. mieszkańców zostało zmuszonych do opuszczenia swych domów i żyje w obozach dla uchodźców. O dramacie Ugandyjczków przypomniał ostatnio przedstawiciel włoskiego "Stowarzyszenia Wolontariuszy w służbie Międzynarodowej" Gianpaolo Silvestri. W wywiadzie dla agencji "Fides" podkreślił on szczególnie dramatyczną sytuację dzieci i kobiet. "Aby schronić się przed atakami rebeliantów, co wieczór około 8 tysięcy dzieci z Gulu spędza noc w miejscowym szpitalu. Rano dzieci wracają do swych domów, oddalonych nieraz o kilkanaście kilometrów". Podobnie sytuacja wygląda w innych większych miastach Ugandy - stwierdził Silvestri. W kraju brakuje żywności, rebelianci nie pozwalają na uprawę pól, nie ma dostatecznej liczby studni z wodą pitną. Co noc z rąk rebeliantów giną kolejne osoby, a dzieci siłą są wcielane w szeregi rebeliantów. Wojska rządowe są zdemoralizowane i nie gwarantują cywilom dostatecznego bezpieczeństwa.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.